Od pewnego czasu czytam Wasze wypowiedzi i moją uwagę przykuł pewien element, który wydaje ciągle się powtarzać. Piszecie, że zawiodłyście swoje dzieci, nie potrafiłyście ich uchronić, nie potrafiłyście jakimś magicznym sposobem odwrócić śmierci. I tutaj nasunęła mi się refleksja, ponieważ ja też przechodziłam przez takie myśli. My tak naprawdę nie myślimy o tym, że zawiodłyśmy swoje dzieci, bo one wybrały inną, szczęśliwszą drogę, zupełnie niezależnie od naszych decyzji. Ale na pewno, okrutnie i dotkliwie zawiodłyśmy siebie. Zawiodłyśmy naszych mężów, matki, nasze żyjące dzieci. Przecież wszyscy tak na nas liczyli. Mnie jest ciężko, że zawiodłam moją babcię, której tak niewiele pewnie już życia zostało, a czekała na kolejne prawnuczątko. Tylko, że to myślenie staje się absurdalne. Staje się obsesyjne w swoim perfekcjonizmie. Bo tak jak już jedna z Was wspomniała, nie możemy pogodzić się z niebyciem idealną matką-polką. Katujemy się poczuciem winy, bo daje nam to pewną namiastkę kontroli, którą wraz z odejściem dziecka utraciłyśmy. Tu nie ma winnych. Nikogo nie zawiodłyśmy. Jedynie nasze oczekiwania, nadzieje, marzenia. To potwornie boli i wiemy, a na pewno wiem to ja, że już do końca życia tak będzie. Nie wróci do mnie mój Syn, a z nim nie powrócą oczekiwania, marzenia i nadzieje. Ale nie jestem winna jego śmierci, tak jak i żadna kobieta nie jest winna śmierci swojego maleństwa. Cały układ kosmosu jest zbyt skomplikowany dla naszych ciasnych umysłów. Pozostaje nam akceptacja wydarzeń i pewnej siły, która podejmuje te decyzje jednak poza nami. pozdrawiam Natalia, mama ukochanych dzieciątek: Mai 16.02.2003, Antosia Aniołka 20.02.2008(17tc) i Jakuba pod sercem; http://antosjanocha.pamietajmy.com.pl
|