Widzisz, ja wlasnie jestem takim lekarzem na ktorego ludzie wylewaja swoja zlosc i poczucie winy, czyli pierwszego kontaktu. Gdy 3 dni po porodzie i smierci mojej coreczki bylam na dyzurze w pogotowiu (nie mialam ubezpieczenia ani prawa do zwolnienia) zwyzywal mnie syn pacjentki, byc moze tez mial poczucie winy wobec matki. Ja tez walcze z poczuciem winy - 2 razy musialam podjac decyzje o terminacji ciazy bo moje dzieci mialy wade nie dajaca nadziei na zycie. Pocieszam sie ze w ten sposob oszczedzilam im dlugiego umierania. Choc za pierwszym razem nie byl to jedyny motyw decyzji - podjelam ja rowniez dlatego ze moja sytuacja materialna byla dramatyczna, brakowalo nam na jedzenie, nie mielismy ubezpieczenia i grozila nam eksmisja, w tych warunkach nie bylabym w stanie zapewnic umierajacemu dziecku odpowiedniej opieki. Z tymi myslami musze codziennie z nalezyta uwaga obslugiwac pacjentow, pracowac po nocach, badac niemowleta i... wysluchiwac krzykow, inwektyw, zlosliwych uwag. Czasem mysle, czy pacjenci ktorzy atakujac mnie wylewaja swoje problemy, zdaja sobie sprawe jak bardzo mnie rania. Sabina
|