Rozumiem Cię. Sama wteż przeżyłam stratę dziecka w styczniu tego roku. Był to tragiczny wypadek, który ja spowodowałam. Zginęła moja najukochańsza Różyczka. Zawoziłam ją do przedszkola. Niestety nigdy tam nie dojechaliśmy.Ja z młodszym synem cudem ocaleliśmy.Uwierz mi, wiem co to poczucie winy. Mo mąż regularnie dba, bym stale o tym pamiętała. Ja funkcjonuję chyba tylko dlatego,bo nic z wypadku nie pamiętam. Staram się żyć dla synusia, bo strasznie ucierpiał... aniao3 napisał(a): >
> Irracjonalne, nie do zagłuszenia, nieustające - choć schowane na dnie serca - poczucie winy. Zawiodłam własne dziecko. Nie potrafiłam obronić go przed światem. Nie potrafiłam dać mu życia. Gdyby można cofnąć czas...
>
> Może jednak ten katar w pierwszym trymestrze spowodował wylew i obumarcie części mózgu? Może leki jakie wzięłam nie wiedząc, że jestem w ciąży? Może nie wyleczone zęby? Lekarze po kolei tłumaczyli: zły los, główna wygrana na niewłaściwej loterii, tego rpzewidzieć nie można było, ani zapobiec w żaden sposób. Ale rozum nie idzie w parze z uczuciami. Potrzebowałam wiele czasu by się uporać z poczuciem winy wobec mojej córeczki i wobec tych mam, które zdecydowały się śmiertelnie chore dzieci donosić i urodzić w terminie. Ja nie dałam rady...
>
> I gdzieś tam wciąż w głowie świdruje takia schowana w najgłębszym zakamarku myśl, że zawiodłam, nie sprawdziłam się, jednak - choć przyznać się do tego przed sobą sama nie chcę - czuję się \"gorsza\", \"wybrakowana\", \"zła\". Bo \"dobre\" mamy dają dzieciom życie...
> A czasem myślę, że tak jak się stało - stać się musiało, choć sensu w tym nie ma żadnego. Fatum, karma, przeznaczenie...
> sciskam was
> anka
aniao3 napisał(a): >
> Irracjonalne, nie do zagłuszenia, nieustające - choć schowane na dnie serca - poczucie winy. Zawiodłam własne dziecko. Nie potrafiłam obronić go przed światem. Nie potrafiłam dać mu życia. Gdyby można cofnąć czas...
>
> Może jednak ten katar w pierwszym trymestrze spowodował wylew i obumarcie części mózgu? Może leki jakie wzięłam nie wiedząc, że jestem w ciąży? Może nie wyleczone zęby? Lekarze po kolei tłumaczyli: zły los, główna wygrana na niewłaściwej loterii, tego rpzewidzieć nie można było, ani zapobiec w żaden sposób. Ale rozum nie idzie w parze z uczuciami. Potrzebowałam wiele czasu by się uporać z poczuciem winy wobec mojej córeczki i wobec tych mam, które zdecydowały się śmiertelnie chore dzieci donosić i urodzić w terminie. Ja nie dałam rady...
>
> I gdzieś tam wciąż w głowie świdruje takia schowana w najgłębszym zakamarku myśl, że zawiodłam, nie sprawdziłam się, jednak - choć przyznać się do tego przed sobą sama nie chcę - czuję się \"gorsza\", \"wybrakowana\", \"zła\". Bo \"dobre\" mamy dają dzieciom życie...
> A czasem myślę, że tak jak się stało - stać się musiało, choć sensu w tym nie ma żadnego. Fatum, karma, przeznaczenie...
> sciskam was
> anka
|