Hej, z panią prof? Moje osobiste wrażenia? hm, ... Na mnie osobiście zrobiła fatalne wrażenie, powiedziałabym wręcz że jest nie szczera i nie uczciwa. Rozmawiałam po pierwszej nieudanej intubacji - prosiła o wykonanie zdjęć dziecka, stwierdziła że się nie udało, dziecko jest stabilne, zaleca powrót za 3 m-ce, na kolejną próbę i wyszła, była nieuchwytna. Była na każdym obchodzie i nie ukrywała nie chęci do rozmowy i niezadowolenia, że nie chcę opóścić kliniki do czasu ustabilizowania oddechu. Dodam, że każdy tam marzył żebyśmy jak najszybciej wyszli z tego oddziału aby śmierć Tomka nie nastąpiła u nich (osobiste wrażenie). Rozmawiałam znią jeszcze jeden raz po dojść długiej reanimacji, chyba w styczniu (2,5m-ca pobytu). Nie oglądając Tomka wpisała w zalecenia chirurgiczne (wreszcie oficjalnie) zalecenie wykonania tracheotomii jako zabiegu ratującego życie z zastrzeżeniem wykonania w innych szpitalu specjalistycznym. Żeby zechciała ze mną porozmawiać musiałam jej bezczelnie zagrodzić wyjście. Na pytanie "jeżeli Tomek ma prawie zerowe szanse na przeżycie tracheo nawet na zaplanowanym specjalistycznym bloku operacyjnym to czy istnieje jakakolwiek inna szansa na ustabilizowanie oddechu w chwilach płaczu i niepokoju aby dziecko się nie dusiło własnym językiem tak aby był w stanie to przeżyć, doczekać intubacji i operacji". Zaproponowała mi że zamiast tracheo można zamocować w podniebieniu obciążnik (sprężnka z kuleczką), dzięki któremu język pozostaje na swoim miejscu nawet przy płaczu. Osobiście czułam się trochę jakbym rozmawiała z debilem albo jakby ze mnie robiła debila. Żeby wykonać to o czym mówiła Tomek musiałby trafić na blok operacyjny i mieć znieczulenie ogólne a więc musiałby być intubowany. Nie chciało mi się nawet z nią dalej gadać, poprostu ją puściłam i poszła. Moim zdanie mówi tyle ile jej samej zapewnia bezpieczeństwo, nie jest uczciwa wobec rodzica. To moje zdanie. Tomek był dzieckiem nie mającym szans na respirator. Każda utrata oddechu mogła zakończyć się śmiercią. Każdy anestezjolog w tym szpitalu próbował ale nie potrafił zaintubować Tomka. Wszyscy twierdzili, że tracheo wykone przez nich, jeśli zostaną do tego zmuszeni sytuacją zakończy się śmiercią Tomka. Każdy sugerował specjalistyczny blok operacyjny, przygotowany i zaplanowany z konkretnym dopasowanym zespołem specjalistów, podkreślając jednocześnie że Tomek ma jedynie 5% szans na to że wyjdzie z bloku operacyjnego żywy. I oczywiście musimy się liczyć ze skutkami pooperacyjnymi, szczególnie odma płucna-Tomek miał przebyte 3 krotne zapalenie płuc zachłystowe po reanimacjach oraz odma śródpiersiowa-rozwarstwienie skóry przy rurce tracheo ze względu na silny konk włożenia, nachylenia i przesunięcia krtani o 2cm od prawidłowego położenia. Sama chyba rozumiesz skąd taka fatalna ocena pani prof w moich oczach.
Śmierć każdego pacjenta (o ile szpital o niej wie) odbija się na tym oddziele szerokim echem, czy analizują, sprawdzają, czy wszystko zrobili tego nie wiem. W mojej ocenie chyba zostaje w sentymentalnych lekarzach i pielęgniarkach, tylko. To tak jak z tym dzieciaczkiem rozszczepowym, o którym pisałam - gdyby panie piel coś zrozumiały to dziecko byłoby częściej odsysane i nie doszłoby do zalania płuc i zgonu. Myślę że tak jest wszędzie. Tylko nie wszędzie my to widzimy.
Z tym pożądaniem wiedzy to jest trochę dziwnie. Ja też rządałam wiedzy, to chyba taki etap żałoby. Czytałam, szukałam, sprawdzałam... i nic to nie zmieniło, wcale nie było mi lepiej, poprostu miałam zajęcie. I wkońcu zdałam sobie sprawę że to wszystko wiedziałam za życia Tomka tylko chyba wtedy chłonełam informacje ale je gdzieś głęboko chowałam i wykorzystywałam tylko wtedy gdy były mi one potrzebne. Wiesz ja wtedy podzieliłam życie na dwie części, których starałam się niełączyć ze sobą: 1. część medyczna - to cała zdobyta i żądana wiedza na temat zdrowia, życia i leczenia Tomka. Powiedzmy że stanowiła narzędzie do rozmów z lekarzami, z mądrą mamą inaczej rozmawiają, są konkretni i tłumaczą. Doskonale wiedziałam w jakim stanie jest Tomek. Wiedziałam że wszystkie te "elementy" składające się na jego wadę widziane były w różnych dzieciach ale w jednym wszystkie naraz nigdy w karierze zawodowej tych lekarzy. Wiedziałam, że są marne szanse aby udało się kiedykolwiek usunąć wszystkie wady Tomka, zaikładając że uda się intubacja lub tracheo. Wiedziałam, że anestezjolodzy podjeli wspólnie decyzje że nie będą więcej intubować bo to nie wykonalne na Tomku, ze względów medycznych. Mówili że nie mieli tam nigdy tam opornego i upatego pacjenta, który ewidentnie nie chce być intubowany, nie pozwala się dotknąć i w momencie otwarcia ust natychmiast symuluje własną śmierć, i że boją się go zmuszać aby naprawdę nie umarł. Nie rozumieją jakim cudem on żyje, rozwija się i wiecznie uśmiecha. Twierdzili że powinien był umrzeć przy pierwszej utracie oddechu - tak to ujeła szefowa anestezjologii przychodząc do mnie. Doskonale wiedziałam że może umrzeć każdego dnia. 2. część sentymentalna 2a. dobra - jestem mamą najwspanialszego synka na świecie, wiecznie uśmiechniętego i radosnego, bawię się, spaceruję itd. i nie ma takiej możliwości żeby umarło. 2b. zła - to ta kiedy docierała wiedza medyczna do matczynego serca, z reguły kończyło się to płaczem. Ale od tego miałam czas kiedy Tomek spał, wtedy mogłam wyjść na papierosa i sobie poryczeć. Nigdy nie płakałam przy Tomku.
Nie wiem czy napisałam to wystarczająco jasno, czasem ciężko coś wytłumaczyć. Ale wydaje mi się że podobnie funkcjonują lekarze. To jest praca, gdzie wykonują obowiązki. Wracają do domu i wtedy coś dociera, o ile dociera.
To nie jest znieczulica, nie umiem tego nazwać słowem. Ale to tak jak matka przyzwyczaja się do kupy w pampersie i do jego zmiany pomimo smrodu, tak ja nauczyłam się żyć i przechodzić do codzienności zaraz po ożywieniu Tomka, tak lekarz musi żyć i pracować po śmierci pacjenta. Z czasem to tak wchodzi w krew, że niezauważasz smordu, bólu i śmierci. Poprostu takie życie. Ale to siedzi gdzieś w środku i boli.
Tajemnica życia i śmierci. Możemy tylko spekulawać. Ja gdzieś to tutaj opisałam, swoją koncepcję ale nie pamiętam gdzie, chyba nawet w nie swoim wątku, musiałabyś poszukać. Wiem, że po śmierci Tomka inaczej odbieram śmierć, inaczej czuje, mniej boli i jest chyba bardziej naturalna, bo przecież rodziny się i wiadomo z góry że kiedyś umrzemy, tylko nie wiemy kiedy. Nikt nie żyje wiecznie.
Wiesz, na początku, gdy jeszcze czekałam na wyniki sekcji, to chyba szukałam zemsty i czekałam aż się do niej dorwę. Wiedziałam, że coś się stanie i że lekarz popełni błąd. Rozmawiałam z nim, nawet kilka razy a on uznał mnie za histeryczkę. Opisałam mu nawet co się stanie, nie zdając sobie sprawy z tego co gadam, sama w to nie wierzyłam, nawet mąż zrobił mi wtedy awanturę że brednie opowiadam bo mi wali. Sekcję wykonano głównie z tego względu. Panie kier anestezjologii powiedziała że pan dr mówił że dzwoniłam w nocy i mówiłam, nawet się popłakała, i ze względu na to będzie sekcja, choć jej nie chcieliśmy, w razie gdybyśmy kiedyś zmienili zdanie i chcieli skarżyć szpital i lekarza o błąd w sztuce. Sekcja potwierdziła i wcale nie było mi z tym lepiej.
Kasia, każde dziecko przywiezione przez rodziców do tego szpitala będzie cierpiało to cena za życie, dobre życie i ładny wygląd, za normalne jedzenie i oddychanie. Każde dziecko po zejściu z bloku wygląda jak po masakrze, jakby miało zderzenie z ciężarówką i walcem. Popatrz na to inaczej - ile dzieci dzięki ich wysiłkowi żyje, mijasz je na ulicy i nawet do głowy ci nie przyjdzie, że urodziły się z całkowitym rozszczepem twarzy, mając wszystko na wieszchu, kiedyś nie miały nosa albo odbytu. Dziś tak pięknie to robią że na twarzach śladu nie ma, blizny wielkości łepka od szpilki. Wiedziałaś, że dr Pi jest dzieckiem rozszczepowym??? Jego żona to też lekarz, była przy tracheo Tomka.
Nie zapomnisz nigdy. Chyba twoja mama widziała jak Hania umiera, chyba że coś pokręciłam. Ale jeśli ona widziała. To tych kolorów i tego widoku nigdy nie zapomni. Możesz odsunąć te wspomnienia na dalszy plan, a wysunąć te piękne z Hanią. Z tamtymi jednak musisz się oswoić zanim je odsuniesz, wtedy tak nie bolą jak wracają. Ale nie licz na to że nie będziesz czasem płakać i że przestanie boleć, to jest i będzie tak samo jak miłość do Hani. buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|