Witaj, atmosferę znam aż za dobrze, na samym oddziale spędziłam ok miesiąca, pozostałe prawie 3 na pediatrii na górze, i zaliczyłam 3 wizyty na Klinice Intensywnej Terapii. Znam szpital i personel bardziej niż bym tego chciała. Są super lekarze i super ludzie, i są lekarze wykonujący swoją pracę. Dr Sur zmienił się (podobno) po wypadku jaki się zdarzył jego rodzinie. Żona i dwójka małych dzieci zostali potrąceni na przejściu dla pieszych, zgineli na miejscu. Podobno od tego czasu on nie rozmawia z rodzicami, niezagląda do pacjentów, wykonuje jedynie zawód w którym jest niewątpliwie świetny. Ironia 1: Po porodzie łódzki chirurg stwierdził u Tomka niedorozwój podniebienia miękiego i twardego po stronie prawej, pierwotnego i wtórego, (całej reszty nie będę wymieniać) dodając że będzie problem z oddychaniem gdy zacznie gaworzyć o ile zacznie i o ile dożyje, wymaga operacji chirurgicznej i to kilkunatu zabiegów, przewiduje problem z intubacją i ewentualną tracheotomie w 1,5-2 roku życia, dodatkowo pani dr dodała że mogą dziecko przyjąć do kliniki ale operować będą dopiero w drugim roku życia o ile dziecko dożyje, a jak nie to mówi się trudno Poznań, Polanica i kilka innych placówek odmówiło przyjęcia po obejrzeniu zdjęć i dokumentacji. Warszawa wyznaczyła konsultację na 2 dni po telefonie. Dziecko przyjęto bez kolejki z racji posiadania sondy dożołądkowej. Pan dr Sur był przemiły. Obejrzał dziecko i stwierdził że to rozszczep podniebienia miekkiego i twardego, ze 3 zabiegi i posprawie, no prawie jak komsetyka. Wyznaczył nam operację na 20.X i na 13.XII, z nastawieniem na ten 2 termin, ale gdyby coś się działo (płacz, wstrzymywanie oddechu, bezdechy, bordowienie lub fioletowienie przy płaczu) to natychmiast tel i przyjeżdżamy. No wrażenie super i sama diagnoza brzmiała o 100% lepiej. Dla rodziców to jak balsam po poprzedniej. Ironia 2: Problemy zaczeły się przy gaworzeniu, Tomek robił się bordowo-fioletowy. Tel i ... już nie chciał słuchać o naszym strachu, odesłał nam do dr Piw jako osoby układającej grafik operacji i kazał się tam wcisnąć. Po opisie dziecka nie było, za 3 dni mieliśmy termin. Miał być zabieg, przewidywano problemy z intubacją i co najmniej 3 dniowy pobyt na OIOMie, w sumie ok 10dni... nigdy z tamtąd nie wyszliśmy, nigdy nie było operacji, a żadna intubacja się nie udała. Ironia 3: dr prowadzący - dr Sur, a na oddział przyjoł nas dr Piw i po obejrzeniu Tomka od razu powiedział "nie będzie operacji, jego się nie zaintubuje, i tracheo nie pójdzie". Pamiętam że wprost pytaliśmy ile mamy zapłacić i gdzie jest ta ich prywatna klinika. On nam przez prawie 4 godz tłumaczył, że cudem jest to że Tomek żyje i sam oddycha i jeszcze się bawi i uśmiecha i ma cały mózg, i że tym mamy się cieszyć. Rysował wadę i tłumaczył sytuacje. Każda próba intubacyjna mogła się skończyć śmiercią. Sam też próbował i nie dał rady. Ironia 4: nie był naszym lekarzem a był przy nas codziennie. Ironia 5: To on powiedział mi że bez wypisu nikt mnie nie wyrzuci a nikt w tym szpitalu nie odważy się podpisać wypisu. Zabronił mi wychodzić ze szpitala, mówił że Tomek jest tak osłabiony po próbach itubacyjnych że to kwestia 1-3 dni jak przestanie oddychać we śnie. I się nie pomylił. Zawdzięczam mu życie chodź bardzo krótkie. Ironia 6: dr Sur nigdy nie przyszedł na pediatrię, dr Piw tak. Ironia 7: wszyscy mówili o tracheo, wszyscy mówili że to jedyne wyjście aby żył, że bez tego nie ma szans przeżyć 1-1,5 roku. Mówili i tłumaczyli skutki i ryzyko zabiegu, prsili o podpis na zgodzie ze łzami w oczach. Ale tylko dr Piw jako jedyny miał odwagę powiedzieć że jego życie to wola Boża bo medycznie to on powinien był umrzeć przy porodzie a żyje w niewytłumaczalny sposób i rozwija się. Więc jeśli tracheo się uda mu przeżyć to znaczy że tak chciał Bóg bo medycznie to on nie masz szans żadnych. Tracheo przeżył i jeszcze 4 dni bez żadnych komplikacji i problemów. Miał wypis z OIOM i tego dnia umarł, w Walentynki.
Tej ironi to tam było duż więcej. Ale wracając do personelu. To ja bym bardziej obwiniała pielęgniarki. Siedzą jak święte krowy i łachę robią że przyjdą. Przy mnie, na tej część "opieki pooperacyjnej" dziecko się dusiło a one łaziły, i gbydym się nie darła na całe garło to by nie weszły nawet do pokoju... A swoją drogą to one nadal biorą tam 200zł za "nocną opieke nad dzieckiem na odziale pooperacyjnym"? czy zdrożało?
Pisałaś, że były problemy z intubacją, to rozumiem że dziecku podłączono później pulsoksymetr do pomiaru oddechu? czy może panie zapomniały? Nadal jest za mało materacy dla mam do spania?
Pamiętam że po 3 próbie intubacyjnej jedna z pielęgniarek podłączyła założony nosek do butli tlenowej... tylko zapomniała odkręcić tlenu... buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|