Strasznie mi przykro, że przeze mnie musisz znów do tego wracac... Swoją drogą, Twój Tomuś nie mógł trafić tu na Ziemi na lepszą mamę niż Ty! To jasne! Ja niestety nie umiem robić awantur, nie jestem asertywna i ślepo wierzę ludziom - specjalistom, bo przecież ja się nie znam, nie jestem lekarzem... Teraz widzę, że źle się przygotoałam do pobytu w tym szpitalu, tylko że jak szczęśliwe mamy wymieniają się doświadczeniami na forum kilka miesiecy po operacji i dzidiusie sa zdrowe, to już nikt o złym nie pamięta... Ten aparat do oddechu (znalam go z czasow, kiedy Hania jako wczeniaczka miala go przez dwa dni po porodzie) nawet jej podłączyli na jakąś godzinę po zabiegu. Jak sie wybudziła, to pamietam, że nawet zawył i wtedy... pielęgniarka zabrała pulsokksymetr, coś tam mówiła, że już nie potrzebny.
Za nocne "bycie przy dziecku" biorą teraz 250 zł. Ta moja pielęgniarka wydawała się sensowna (Basia chyba). Dlatego też myślałam, że skoro jej nic nie zaniepokoiło... Za to nastepnego dnia przyszła na dyżur inna, której wyraźnie coś się u Hani nie podobało. Pytała nawet, czy mała trafiła tu z OIOMu, dlaczego tak chrypi, na co ja, że ma wiotkość krtani (zawsze miała taką jakby chrypkę, rzeczywiście po operacji większą, ale obok leżał chłopczyk z takim samym chrypem i nawet ta pielęgniarka, co siedziała przy Hani śmiała się, ze nasze dzieci niezly koncert dawały w nocy...). No i przy wyjściu, jak jej wyjmowała taka starsza pielęgniarka wenflon, to się pytała, czy drSur ją zbadał, na co ja, że nie, bo już go nie ma (niedziela była). Na porannym obchodzie był tylko taki młody stażysta z kucykiem - dowcipniś. Zobaczył tylko, ile jadła i do widzenia.
Wypis dostałam po śmierci córeczki, pocztą z datą niedzielną. Na pewno się dowiedzieli, bo prokurator brał dokumentację. Stąd pewnie wyraźna adnotacja o anemii... Ale tylko to - że stan dobry przy wypisie, że na anemie podawac takie i takie leki...
Wiesz, zdecydowanie napiszemy z mężem do tej Prokuratury (ten list, co przygotowałam się nie nadaje). Nawet rozmawiałam dziś z policjantką, zajmującą sie sprawą Hanulki, i radziła, zeby napisać w formie prośby o sprawdzenie tego i tego. Widzę, że mój Kam tego potrzebuje jako forma terapii, a czy mi to pomoże to nie wiem. Na razie tylko coraz bardziej się utwierdzam w przekonaniu, ze to wszystko moja wina,bo nie potrafiłam się postawić, nawet dopytać, co i jak...:(((
A spałam tam nawet na łóżku, a nie na materacu, a właściwie drzemałam, bo tej drugiej nocy Hania co chwila się budziła z płaczem. Pielęgniarki kazały tylko dawać czopki...
Dzięki raz jeszcze, naprawdę dużo rzeczy mi wyjaśniłaś!
Kasia
|