Hanulka, z refluksem różnie bywa. Jeśli jest on niewielki leczony jest lekami podawanymi dziecku doustnie i z reguły wystarcza. Przy silnym wymagany jest zabieg chirurgiczny polegający na "zaszyciu otworu do żołądka, zmniejszeniu go" - oczywiście w znieczuleniu ogólnym. Jeśli dziecko miało refluks żołądkowy zauważyłabyś to wcześniej - ulewanie trudno przeoczyć.
Jeśli chodzi o anemie lub infekcje to każda osłabia organizm dziecka. Głównie jest to niebezpieczne w okresie pooperacyjnym, kiedy dziecko dochodzi do siebie potrzebuje mnóstwo sił i spokoju. Każde dziecko ma osłabiony organizm po operacji i wytraca masę ciała.
Jeśli byłyśmy w tym samym szpitalu, a coś mi mówi że tak, to tam każde dziecko jest wypisywane w 3 dobie i wraca w 7 dobie albo później na zdjęcie szwów i kontrolę. Zostają dzieci, których rodzice wyraźnie mówią i podkreślają, że nie chcą jeździć w te i spowrotem i czekać będą w szpitalu, co oczywiście nie jest mile widziane przez personel. Częściowo, a raczej głównie, procedura i taki sposób postępowania wynika z faktu, że miejsc jest mało a dzieci do operacji dużo, długie są też terminy oczekiwania, często przesuwane ze względu na wypadki - dzieci, które trzeba natychmiast przyjąć, takie jak mojego synka.
A tak, nawiasem mówiąc twoja córcia wcale nie musiała mieć refluksu żołądkowego aby cofneło jej się jedzonko - mogła poprostu tego dnia zjeść za dużo - coś w rodzaju "oczy jedzą a żołądek nie przyjmuje" i mogło jej się cofnąć tak nie fortunnie dużo, że w momencie przełykania (każde dziecko przełyka to co się cofnie) część wpadła do płuc, mogła to być nawet nie wielka, minimalna ilość, ale przy chorym i osłabionym organiźmie płuco nie dało rady, np. przy zdrowym organiźmie mogłaby to odkrztusić.
Pytasz czy warto walczyć? Ja myślę że nie. Jeśli to jest ten chirurg, o którym wspomniałam to jako lekarz to wspaniały specjalista, który uratował życie setkom dzieci rocznie, jako człowiek - dno totalne, maszyna do wykonywania perfekcyjnej roboty, bez sentymentów. Myślę że to życie go zmieniło, kiedyś, do czasu wypadku, był innym człowiekiem, poprostu ludzki odruch się w nim wypalił. Jeśli chodzi o szpital to nic się nie zmieni - takie mają warunki. NFZ się nie zmieni i napewno niczego im nie da, ani nie dobuduje kolejnego skrzydła. Dłuższe trzymanie twojego dziecka, blokuje miejsce dla innego, któremu zabieg może uratować życie. Nie zrozum mnie źle - oni naprawdę robią cuda z tymi maluchami. A życie tam to swoista "taśma produkcyjna".
Owszem są tam lekarze, naprawdę cudowni, którzy doglądają swoich pacjentów kilka razy dziennie, i pięć razy przemyślą zamim dadzą wypis. Dzięki takiemu człowiekowi mój Syn żył jeszcze ponad 2 miesiące, a takiego długu nigdy nie spłacę.
Ja nie jestem w stanie udowodnić zaistniałej sytuacji. W dniu "wypisu", kiedy za radą lekarza nie zgodziłam się wyjść, przeniesiono mnie z dzieckiem na pediatrię, oczywiście po awanturze i to ostrej - oficjalnie "infekcja górnych dróg oddechowych", wypis z chirurgi leczenia wad twarzoczaszki dostałam następnego dnia, oczywiście z datą poniedziałkową i wielką pogrubioną adnotacją "dziecko nie wydolne oddechowo-krążeniowo we śnie i chwilach niepokoju, niestabine oddechowo-krążeniowo, nieintubacyjne, po nieudanych próbach intubacyjnych". Oficjalnie więc mój Tomciuś dostał wypis w dniu wypisu ale z powodu infekcji został przeniesiony na obserwację na pediatrię. buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|