Krzyś był moim pierwszym dzieckiem, od jego śmierci minęło 4,5 miesiąca, a ja nadal jestem na etapie "chcenia" właśnie niego i tylko niego, a nie kolejnego dziecka, na sugestie ponownego zaciążania reaguję agresywnie. Przed innymi nie udaję, że nie rusza mnie widok czy tematy związane z dziećmi. Jeśli nie wymaga to ode mnie dużego wysiłku, to tylko milknę, ale o uśmiechu nie ma mowy. Jeśli mam ochotę się spłakać, robię to, wtedy następuje naturalny odsiew nieżyczliwych. Nie sądzę, aby ludzie wokół byli warci wymuszonej gry aktorskiej. Widok dzieci w wózkach z gondolą jest dla mnie straszny, widok zaciążonych też, bo w moim przekonaniu na pewno ich ciąża skończy się dobrze. Nie trafia do mnie tłumaczenie, że może one też są po stracie i że są niewinne mojej tragedii. Teraz są szczęśliwe i za to ich nienawidzę. Wczoraj dowiedziałam się, że przyjaciel mojego męża został ojcem. Tak się tego bałam, tak nie chciałam o tym usłyszeć, ale usłyszałam. Płakałam, wrzeszczałam, wreszcie wyłam, waliłam pięścią w biurko i co było na biurku, tabletki pozwoliły mi dojść z pracy do samochodu i w domu wejść do łóżka, całej drogi nie pamiętam. Dzisiaj rano w powtórce szału skończyłam na waleniu głową w podłogę, do pracy nie poszłam. Moja zazdrość do szczęśliwych rodziców przerodziła się w nienawiść i życzenie cierpienia dla nich. Czekam z nadzieją na wiadomość, że komuś z moich nowo odziecionych znajomych coś się stanie, chociaż wiem, że wcale by mnie to nie ucieszyło. Jestem w pułapce. ------------------------ Krzyś 36tc ur.29.10.2008 zm.30.10.2008 Agnieszka ur.17.12.2009 Karolek zm...(16tc?) - ur.11.08.2013 21tc Jacuś ur.14.08.2014
|