A ja napiszę, jak to wygląda od drugiej strony, z perspektywy człowieka, który nie stracił dzieciaczka, ale który cierpi razem z tymi, co doświadczyli najgorszej w świecie tragedii... W styczniu pojechałam na parę dni do Agnieszki (kuzynki, która straciła córeczkę w 27tc). Chciałam jej przez to pokazać, że jestem, że pamiętam, że może na mnie liczyć. Najbliżsi bali się tej wyprawy, bo myśleli, że cały pobyt będziemy płakać za Malinką... Jechałam z myślą: chcę z Tobą rozmawiać o Malineczce, możesz mówić, bedziemy gadać godzinami i płakać i oglądać zdjęcia z usg i wspominać... Czułam, że tak trzeba. I... stchórzyłam... Mówiłyśmy o Kasi, ale za mało. Bałam się, że jeśli będę ciągnąć temat to Aga będzie cierpieć, a nie chciałam, żeby tak się stało "przeze mnie". Wiedziałam, że nie ma siły oglądnąć tych zdjęć, a ja miałam taką potrzebę, ale się powstrzymałam, bo bałam się urazić. I nie wiem, czy zrobiłam dobrze, czy źle? Jakiś czas temu moja koleżanka straciła dzidziusia w 5 miesiącu ciąży... Widziałyśmy się niedługo po tym fakcie... Nie umiałam z nią rozmawiać... Dziś mi przykro i żal. Dziś umiem... Soffijko! Pewnie nigdy się nie poznamy, ale jeśli trafisz kiedyś na mnie, wiedz, że mogę z Tobą rozmawiać o Zosieńce... Mogę rozmawiać o Kasi-Malineczce... Nie boję się, że Maciupek zarazi się śmiercią, choć panicznie się boję tego, o czym w innym poście pisała GreenTea. Ja wiem o tym, o czym ona mówi... Wiem i nic nie mogę poradzić... Mam nadzieję... Tylko i aż tyle. Dla Aniołków [*********] Ludzie odchodzą, ale miłość pozostaje.
|