Mądre tw wasze posty i takie jakby moje. Też już nie upatruję w ludziach celowego ranienia, skąd mieliby wiedzieć co chcemy usłyszeć w danym dniu, w danej chwili. Ja raz usmiecham się do mojego synka i wtedy pozytywnie reaguje nawet na głupie teksty, ale gdy dopada mnie chandra wtedy wszystko mnie wkurza. Oczywiście nie tłumaczę tu ludzi, którzy żyją naszym nieszczęściem i z przemyślanym zamiarem mówia coś czego nie powinni. Zmieniłam się od śmierci mojego synka i tak jak pisałyście zewnętrznie jestem taka sama, jak dwa lata temu. Moje wnętrze zmieniło się i już takie pozostanie - naznaczone największą stratą. Ostatnio był u mnie ksiądz i pytam o mojego synka - jak sie chowa i jak się czujemy w roli rodziców. Powiedziąłm że Konrad ma się dobrze ale brakuje mu bliźniaka, nam również. Na to ksiądz trochę się zapowietrzył a po chwili powiedział...."Bóg jakoś sobie poradzi z tą tragedią". Roześmiałam się. Powiedziałam że Bóg pewnie tak, ale ja sobie nie radzę. I nawet ksiądz nie bardzo wiedział co powiedzieć. A przecież nierzadko czynio ostatnia posługę kapłańską, więc wydawałoby się że zawsze powinni znaleźć właściwe słowo. Przemyślałam to i nasunęła mi sie myśl. Skąd ten ksiądz ma wiedzieć co powiedzieć, nie jest kobietą, nie ma dziecka, nie stracił dziecka.............Skąd Ci inni zabiegani ludzie mają znaleźć dla nas odpowiednie słowa. Wybaczam to. A jednocześnie chciałabym żeby więcej z nich wykazało się tylko większą gotowością posłuchania nas - a i tego niestety w moim otoczeniu brak. Na szczęście jesteście wy - i to bardzo mi pomaga.
|