Pewnie bywają ludzie i nieczuli, i autentycznie złośliwi, jednak przypuszczalnie najwięcej jest tych którzy nie myślą lub nie staraja się wczuc w role innych. Przecież nawet osoby NAPRAWDĘ ŻYCZLIWE, KOCHAJĄCE potrafią nas zranic, zupełnie nie wiedząc o tym - jak i kiedy. Nawet mojemu Mężowi zdarza się powiedziec "rodzinka w komplecie", "cała nasza trójka" (jak pamiętacie, prócz aniołka Zosi, mam pociechę Zuzię)... W Sylwestra / Nowy Rok moja bardzo sympatyczna znajoma życzyła mi, żebym o wszystkim szybko zapomniała i w szybkim tempie szła do przodu... Ona NAPRAWDĘ nie chciała mnie zranic, chciała jak najlepiej. Sama jest bardzo energiczna, niezaprzeczalnie prze do przodu w szybkim tempie i podoba jej się to. Tego, co uważa za dobre, życzy i mnie - to zrozumiałe. Gdybym jej wykazała, jak niewłaściwe są te życzenia, uraziłabym ją zapewne. Więc milczałam. Mój Tata, któy zawsze wygłasza mowę przed Wieczerzą Wigilijną, w tym roku szczególnie starannie dobierał słowa, by mnie przypadkiem nie zranic, a mimo to udało mu się powiedziec: życzy nam, abyśmy co roku mogli spędzac Święta w takim gronie jak teraz... Strata dziecka spowodowała, że stałam się INNĄ OSOBĄ, ale ludzie tego nie wiedzą. Utrata Zosi wpisała się jakoś w moją TOŻSAMOŚC, ale ludzie tego nigdy nie pojmą. Czuję się jak super delikatne ufo wśród normalnych homo sapiens. Wszyscy mnie poszturchują, ranią, choc niemal każdy ma dobre chęci i intencje. Ja już nie jestem tą, co kiedyś kobietą - z mnóstwem marzeń, z jakimiś osiągnięciami i niepowodzeniami, z ambicjami, nadziejami i planami... Jestem teraz matką, której umarło dziecko. Niczym więcej. Choc wyglądam, jak dawniej, jestem kim innym. I ludzie tego nie wiedzą i nigdy tego nie zrozumieją. I ja się z tym pogodziłam.
|