Ja chciałabym tylko kilka słów może i trochę w obronie tych "innych" ludzi. Nikt nie rodzi się psychologiem i nikt nie może wniknąć do naszych myśli: jakie one są i czego oczekujemy. Każda z nas stratę dziecka przeżywa inaczej, wszystkie jesteśmy obolałe i zranione do granic możliwości, ludzie chcąc nas pocieszyć faktycznie niejednokrotnie palną jakieś głupstwa. Oprócz autentycznie złośliwych ludzi są też tacy, których intencje nie są złe, jak już wspomniano o tym wcześniej. Ja sama z perspektywy lat (10) teraz inaczej do tego podchodzę. Nie chciałam, żeby ktokolwiek wypytywał mnie o zmarłe dziecko, były okresy kiedy zwyczajnie nie mogłam o tym mówić. Skąd oni mogą wiedzieć czego my w danej chwili chcemy i potrzebujemy?