Zastanawiam się nad tym wszystkim.Ostatnio właśnie usłyszałam,że krzywdzę ludzi,że o to ja pogrążona w bólu,nie widzę cierpienia innych,a właśnie ona moja koleżanka ostatnio miała cieżką grypę i ja nie poleciałam do niej albo mój teść,że były święta a my ja i mój mąż nawet nie zadzwoniliśmy tylko kartkę wysłaliśmy ,a oni mogli przecież wszyscy poumierać,a my nie dzwonimy do nich.Ludzie jakby nie wiem nie czuli różnicy między śmiercią dziecka a grypą?Co do teścia chciałam mu powiedzieć,że dla mnie wszyscy mogliby oni poumierać.Na ogół zamykam buzię.Nie chodzi o brak odwagi,mi brakuje siły.Teraz znowu jestem w ciąży i wszyscy myślą,że już sprawa załatwiona.Nie rozmawiajmy o zmarłym dziecku,mówmy o nowym i zmiana tematu,ja swoje,oni swoje,ja ,że mała była taka a taka,a oni do mnie jak się czuję w ciąży.Czuję się jakbym gadała do obrazu.Mój mąż mi powiedział,że on mnie bardzo przeprasza,ale on nie moze o tym mówić,nie teraz jeszcze,za bardzo go boli.I ja to rozumiem.Wszystko kończy się tak,ze piszę tylko na forum.Mam też w sobie złość jak ktoś do mnie dzwoni i mówi,że jak urodzę to przyjdą w odwiedziny.Skoro nie byli ze mną w tych złych chwilach,to nie chcę ich w tych dobrych.To jest chyba na zasadzie - przyjdziemy jak będzie nowe dziecko,jak już wszystko będzie ok,bo teraz nie zamierzamy się wysilać.Przyjdziemy jak będzie fajnie i miło.Przed porodem miałam wielu przyjaciół,dziś nie szafuję już tak tym słowem.Zmieniłam numer telefonu i maila,skasowałam się z n.k,ale jest ciężko.Po prostu chyba się zawiodłam.Mój mąż twierdzi,że sama tak przyzwyczaiłam ludzi,że przyłazili z problemami,jak to on mówi pseudo problemami,no i teraz są zdziwieni,że ja nie chcę ich słuchać bo ich problemy są obecnie dla mnie komiczne.Ja natomiast liczyłam chyba na jakiś takt w tej kwestii.Dla nich minął aż rok,więc wszystko powinno wrócić do normy,dla mnie to tylko rok,jakby wczoraj i nigdy nic nie wróci do normy,a na rozmowy o dupie maryny to zdecydowanie dla mnie za szybko. Anna Wolska mama Panatki*+15.01.2009 i Igi Anny *12.04.2010
|