Mam problem z ludźmi,z przyjaciółmi,ze znajomymi, ogólnie chyba z kim się da.Początkowo w ogóle nie mogłam mówić o śmierci dziecka.Było źle,bo trudno było uniknąć tematu,więc ogólnie unikałam ludzi,żeby się nie rozkleić.Potem,kiedy już w miarę nauczyłam się o tym mówić,okazało się,że jestem męcząca i taki ogrom nieszczęścia przytłacza innych i nie chcą tego słuchać.Ludzie zaczęli unikać mnie i traktować jak trędowatą,uciekać,wchodzić nagle do sklepów albo z nich wychodzić,skręcać w boczne uliczki,więc znowu ja zaczęłam ich unikać,żeby nie było tych wszystkich sytuacji.Obecnie znowu nie wspominam o dziecku i taki stan rzeczy chyba najbardziej im odpowiada.Natomiast ja się gubię.Wiem ,że życie toczy się dalej,ale nie umiem już słuchać a tymbardziej współczuć koleżankom skarżącym się na obwisłe piersi po karmieniu,kilka kilo nadwagi,niespanie po nocach.I znów jest niedobrze,bo nie jestem współczująca,bo zupełnie nie widzę w tym problemu.Jestem już bardzo zmęczona oczekiwaniami ludzi.A sama nie wiem czy od nich nie oczekuję zbyt wiele.Są to ludzie,na których mi zależy,ale w obecnej sytuacji zupełnie nie potrafię się z nimi dogadać.Nie wiem,może moje miejsce jest jedynie wśród takich osób jak ja i może powinnam zmienić środowisko,bo skoro nie mogę mówić o moim dziecku,to trochę się buntuję. Anna Wolska mama Panatki*+15.01.2009 i Igi Anny *12.04.2010
|