Amelki już nie ma a wszystko przez wielkiego pana ordynatora. Miałam zdrową ciążę tętno dzidzi w czasi porodu było w normie ale coś nie szło z porodem Położna powiedziała że po 2 godz II fazy robi się cesarkę - rutynowo!! Przetrzymali mnie jeszcze przez ponad godz obiecując cięcie a potem wypchnięto ze mnie moją dziecinkę Dostała 7 pkt a kilka godz później już nie żyła Sekcja wykazała niedotlenienie ogólne organizmu. Kilka godz po śmierci Amelki przyszedł ordynator i na moje pyt dlaczego powiedział że to przeze mnie że to bakterie żyjące we mnie ją zabiły robiłam posiewy kilka tyg przed porodem były negatywne!! Tak bardzo na nią czekaliśmy a zabrano mi ją przez ignorancję. Nikt mi nie wierzył że ja nie mogę faceci - lekarze mówili " każda tak mówi" i kazali przeć Rodziłam w szpitalu który bierze udział w akcji rodzić po ludzku Kiedy powiedziałam że chcę rodzić na stojąco bo tak mi pomaga to lekarka spytała jak ja sobie to wyobrażam i czy ona ma łapać dziecko i kazała mi leżeć na boku. Potem mnie rozcięli nic nie mówiąc. Dziś przeczytałam wypowiedź ordynatora że dla matek które straciły dziecko jest w tym szpitalu osobny pokój ciekawe ja nie miałam Amelka odeszła ode mnie 7 mieś i 15 dni temu a ja wciąż płaczę tęsknię i już naprawdę nie mogę A uwagi typu nie rozpaczaj będzie następne doprowadzają mnie do szału