Wielokrotnie zastanawialiśmy się, czy podjąc próbę walczenia o swoje w sądzie. Ale tak naprawdę brakło nam sił, a mi chyba też odwagi, żeby się z nimi męczyć nie wiadomo ile lat. Usłyszeliśmy, że to jest medycyna, a w medycynie różnie się dzieje. Nie mamy za bardzo nawet dowodów na to, że to wina lekarzy :( Oni się tłumaczą, że wszystko było w porządku, tętno nawet jeśli niskie było jeszcze w normie, po cesarce, szybko wykonanej, byli przekonani, że dziecko zaraz zapłacze, ale okazało się inaczej. Nie wiem co mam o tym myśleć. W zasadzie żadne pieniądze mi Mateuszka nie zwrócą...Najgorsze jest to, że był dzieckiem tak oczekiwanym, zdrowym i silnym, donoszonym do ostanich dni. I kiedy wydawać by się mogło, że przed nami tylko poród, że są lekarze, położna, aparatura i nic sie nie może wydarzyć, właśnie się wydarzyło...synka nie ma z nami. Tylko dzięki mężowi go zobaczyłam, pogłaskałam po buzi, po rączkach. Zabrakło mi odwagi wziąć go z trumny i przytulić. Dziś tego żałuję. Czy to była wina lekarzy? Gdzie szukać odpowiedzi na dręczące pytania...I jak tu myśleć o kolejnej ciaży? 9 miesięcy to tak długo. Skąd brać pewność, że nic się nie wydarzy? Justyna, mama Mateuszka ['] Dla wszystkich Aniołków[']['][']
|