"np. mój wujek był od Wielkiego Wtorku w śpiączce i odzyskał przytomność, już siada na wózku, porozumiewa się pisząc, choć nadaj rodzina decyduje o zabiegach (nie rozumie o co lekarzowi chodzi)... chwała Bogu, że nie zgodziliśmy się na żadną eutanazję... myślę też, że każdy człowiek ma prawo do naturalnej śmierci, szczególnie ten najsłabszy... nawet jak jest to kosztem ogromnej ofiary matki... nie gniewaj sie, że to piszę... też myślę, że dobry ksiądz nie może dać rozgrzeszenia, jeżeli nie uzna się zła..."
Droga Iwonko, wydaje mi się że nie rozumiesz tego co przeżywa Sabinka. Nie obraź się ale wydaje mi się, że nie masz pojęcia o czym ona mówi. Terminacja to nie to samo co eutanazja. A choroba nabyta - jak w przypadku twojego wujka to nie to samo co wada letalna u dziecka. Wybacz ale jeśli dziecko ma wadę śmiertelną to nie ma najmniejszego znaczenia czy urodzi się ono w terminie czy też termin przyspieszysz. Ono i tak umrze. Taka wola Boża. Oni cud ani lekarz tu nie pomorze.
Ja próbowałam zmienić tę wolę Bożą i się nie udało. Mój synek zmarł. Tysiące razy przez osiem miesięcy patrzyłam jak umiera i wraca do żywych aż odszedł na zawsze. Wspomniałaś o "koszcie ogromnej ofiery matki". Czy to co ja i mój Synek przyszliśmy było ogromną ofiarą matki? Moim zdaniem to była ogromna ofiara dziecka, dziecka, które cierpiało, umierało na chwilę i znów żyło, i tak w kółko. Ukochanego dziecka, które się do mnie uśmiechało pomimo cierpienia i które umierało na moich oczach. To raczej ja powinnam błagać o wybaczenie, że zdecydowałam się skazać własnego syna na cierpienie zamiast pozwolić mu odejść w ramiona Boże wtedy kiedy mogłam. buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|