Ja także przewartościowałam swoje życie. A raczej samo się przewartościowało, bez mojego myślenia, żeby tak sie stało. Pamiętam, że jakiś czas po śmierci synka, gdy już stanęłam na nogi, doszłam do wniosku, ze przeżyłam to, co najgorsze, i już nic gorszego mnie nie może spotkać. Owszem, dawałam sobie radę, moje życie obfitowało w niemal karkołomne wydarzenia i poczucie hierarchii wartości bardzo mi pomagało. Ale zaczęłam popełniać błędy - kierując sie owym przeświadczeniem o niemożliwości spotkania czegoś gorszego, niż śmierć dziecka, zaczęłam lekceważyc tzw. normalne życie. Codzienność, np. nie pozmywane? - to co, nic sie nie stanie, to nieważne, nie umyta podłoga, nie zrobiony obiad? Nieważne, są gorsze rzeczy do przeżycia. Coś nie załatwione, dzieci nie dopilnowane - nieważne, nie ma znaczenia, o której wrócą, przecież nic im się nie stało...Itp., itd. Niestety, zostało mi to do dzisiaj...Taki nieco lekceważący stosunek do wszystkiego. A to niedobrze.
|