Każdy dzień jest inny, ale każdy wieczór kończy się tak samo. Siedzę przed komputerem i latam po internecie. Jestem już chyba internernoholiczką. W bezduszym świecie kabli i bajtów szukam odpowiedzi na dręczące nas, osierocone matki, pytania.
Jak żyć? Niestety brzęczące pudło, mruga do mnie swoim 17-sto calowym okiem i milczy. Płaczę w ukryciu. Mam ochotę wrzeszczeć ale z gardła wydobywa się tylko głuchy szloch. Czasami nie mam ochoty nawet sięgnąć po chusteczkę. Mam chęć siedzieć taka ufafana i zatonąć we własnym bólu. I tak nie ma chętnych do rozmowy.
W ciagu dnia jakoś funkcjonuję, mam firmę, muszę zarobić na ZUS. Kiedyś ktoś będzie odbierał za mnie zasiłek pogrzebowy. Dzwonią klienci i się złoszczą, że opóźnienia w dostawie, co się dzieje, przecież pani zawsze taka terminowa była. Nie mam siły im tłumaczyć a potem słuchać jak zaczynają się jąkać. Rozumiem ich, nie często się słyszy: przepraszam, pochowałam własne dziecko, mam doła. Najbardziej boję się sytuacji, kiedy ktoś powie: a co mnie to obchodzi, zapłaciłem przecież. Wtedy wybuchnę. Już teraz jestem jak mina, samotna, rzucona gdzieś w pole. Wystarczy tylko iskra.
Powoli chyba sytuacja mnie zaczyna przerastać. Gówno warte jest powiedzenie: czas leczy rany. U mnie jest odwrotnie. Im więcej dni dzieli mnie od pogrzebu tym jest ciężej. Pytanie: dlaczego, dlaczego, dlaczego nie daje mi spać. Wstaję w nocy i latam znów po internecie. Może ktoś napisał coś mądrego i dowiem się dlaczego?
Nie mogę doczekać się spotkania z moim siostrami w cierpnieniu, osieroconymi matkami. Wiem, że są jedynymi osobami, które zrozumieją...
Pozdrawiam, Beata,
mama Krzysia, Wiktorii [*] i Adrianka.
|