w moim przypadku rekolekcje i tego typu rzeczy raczej się nie sprawdzą. Cały pobyt Mikołajka w szpitalu modliłam się, by Bóg nie pozwolił mu cierpieć. I nie pozwolił. Zabrał do siebie. Ja wiem, że jemu tam jest o wiele lepiej niż pod tymi kablami w szpitalu, gdzie mnie miał tylko kilka godzin.... Z pomocy psychologa korzystałam, kiedy Mikołaj był w szpitalu. Malutki chory, lekarze nie mówią nic dobrego, problemy w domu i przestałam sobie radzić. Potrafiłam tylko siąść i zacząć płakać. Nic więcej. A kiedy Mikołaj odszedł nie pojawiła się we mnie żadna chęć do pójścia jeszcze raz. Nie mam pojęcia dlaczego. Ta pani psycholog o niczym nie wie, a kiedy się mijałyśmy, to zapytała co u mnie, czemu się nie pojawiam. Bąknęłam tylko, że nie mam czasu. Jakos podświadomość mi podpowiadała, że to nie ta osoba. Szukam jakiś grup wsparcia w pobliżu. Zobaczymy... może tam?? Już sama nie wiem gdzie pójść i co zrobić. Chwilowo jestem bez męża. Nie mógł ze mną wyjechać ze względu na pracę. A przy nim jakoś mi chyba najlepiej. Mogę płakać i gadać ile tylko chcę, a wiem, że on rozumie, bo któż inny z bliskich zrozumie tak jak on? tylko teraz kolejny cios. Wyjeżdża w połowie lutego do pracy. A ja zostanę kompletnie sama. W mieście którego nie znam, z ludźmi, którzy mnie ignorują, z Maleństwem, o które się potwornie lękam i tęsknotą za Mikołajkiem. Czasem mam ochotę zapaść w sen jakiś i obudzić się, kiedy Fasolka stwierdzi, że chce już być z nami. chyba wysiadam... Ania Mama Aniołka Mikołaja (*16.06.10 +1.12.10) i Ziemskiego Krystianka (ur.30.06.11r)
|