Do Ryby | Hits: 262 |
|
AgnieszkaU  
28-10-2006 10:23 |
[ ] [Odpowiedź] [Widok uproszczony] [Rozwiń temat]
|
Nie znalazłam wczoraj Twojej korespondencji z anestezjologiem. Ta strona nie chce się otworzyć. Przeczytałam Twoją wiadomość i stwierdziłam, że walka o sprawiedliwość wymaga od rodziców przyswojenia wielu pojęć medycznych i zapoznania się z wieloma procedurami, które obowiązują w czasie zabiegów, którym poddawano dziecko. Skąd masz te wiadomości??? Konsultowałaś się z lekarzami??? Co jest wart taki kraj, w którym rodzice muszą sami walczyć z lekarzem, który nie ma takiej wiedzy, by móc leczyć i nie szkodzić. Ilu takich ludzi siedzi w gabinetach szpitalnych??? Nie rozumiem dlaczego sprawa Twojego synka nie była wnikiliwe badana przez prokuraturę. Chyba nie jest normalne to, że 8 latek umiera w czasie usuwania migdałka. Co to wszystko ma znaczyć!!! Ja przeanalizowałam ( na ile umiałam)dokumentację , którą dostałam ze szpitala. Z przeprowadzonych badań wiadomo, że Lenka nie miała śmiertelnej bakterii we krwi w dniu przyjścia do szpitala. Miała ją już w 6 dobie pobytu( wtedy, gdy już miała iść do domu). Niestety nie wiem skąd ta bakteria się wzięła we krwi. Muszę spytać jakiegoś lekarza, jak to się dzieje, że bakteria dostaje się do krwi. Lenka miała bakterie w odbycie u pępuszku. Była nimi skolonizowana. Pani z sanepidu tłumaczyła mi, że to nic dziwnego, bo wszyscy mamy jakieś bakterie i że 30 % zdrowych noworodków jest skolonizowanych bakterią klebsiella pneumoniae ujemna. Pytaliśmy lekarza o tę kolonizację jak Lenka leżała na oddziale i dlaczego nie podano wtedy antybiotyku . Powiedział nam, że nie leczy się kolonizacji. Lenka nie miała podawanych żadnych leków w ciągu 5 dni pobytu na oddziale, tylko była naświetlana i nawadniana. Teraz czytając dokumentację znajduję tam wpis do karty obserwacyjnej, że podano jej antybiotyki o 24 w dniu przyjęcia( to oczywiście nie jest prawdą). Nawet wpisano tam podawane antybiotyki o 8 i 16 tego dnia, gdy Lenka była jeszcze w domu, ale ktoś się zorientował i przekreślił ten wpis. Nie wiem, co to ma znaczyć, ale poproszę o wyjaśnienie lekarza prowadzącgo Lenkę. W końcu mieli leczyć tę kolonizację czy nie. Z dokumentacji wynika ponadto, że ze 100% pewnością można stwierdzić, że Lenka nie miała żadnej infekcji w dniu przyjęcia, bo kontolowali CRP i norma jest do 10, a ona miała 0,1. CRP zaczęło rosnąć od 5 doby i doszło od 37(w 6 dobie) do 240!!! w 8 dobie. Niestety lekarze nie mówili nam całej prawdy o jej stanie, bo z karty obserwacji wyczytaliśmy, że już w poniedziałek pielęgniarka odsysała jej śluz z krwią z żołądka, co świadczy o istniejącym już wstrząsie septycznym. Już wtedy było bardzo źle. Już dzień wcześniej podano jej morfinę . Ordynator mówił nam o krwawieniu dopiero w czwartek. Wiedzieliśmy , że spada jej ilość płytek krwi( z ponad 300 w dniu przyjęcia do 6 dzień przed śmiercią). Jak to wszystko czytam, to serce mi pęka. Jaką drogę przeszło moje dziecko od piątku do piątku. Uśpili ją, zaintubowali, osysali. Wszystkie narządy krwawiły. Jak ja matka mam to wszystko znieść. Jak zawoziłam ją do szpitala, to tylko kolor skóry był żółty. Po kilku dniach z mężem nie mogliśmy poznać własnego dziecka. Nie mogliśmy patrzeć na to , co z nią zrobili. Jak dłużej będę o tym myśleć to oszaleję!!! Zastanawiające jest to , dlaczego to my rodzice mamy dochodizć prawdy o śmierci dziecka. Czy to też takie normalne, że rodzice jadą po pomoc do szpitala tylko z żółtaczką fizjologiczną, a wychodzą z niego przez prosektorium. A położna, która mnie tam wysłałam mówiła: Agnieszka nie martw się dwa dni ją ponaświetlają i wrócicie do domu.
|
|
:: w górę ::
|