Aniołek Szymon Tadeusz. ur. 14.02.2006 zm. 14.02.2006r. (urodzony w 30 tygodniu ciąży).
Sierpień, dwa tygodnie po naszej rocznicy ślubu (pierwszej rocznicy). Obudziłam się przed szóstą i wiedziałam, że już nie usnę. Wstałam, poszłam do łazienki i zrobiłam test ciążowy.
Nareszcie pojawiły się upragnione dwie kreski!! Nie mogłam w to uwierzyć. Poszłam do męża. On spojrzał na moją twarz i wiedział. Byliśmy szczęśliwi, zaskoczeni, oszołomieni i już zakochani w naszej fasolce.
Bałam się od samego początku. Bałam się cieszyć. Upływały tygodnie. Wszystkie wyniki były bardzo dobre. Czułam się świetnie, musiałam tylko trochę więcej odpoczywać i przyjmować leki, a lekarz mówił: „oby tak dalej”.
Od szóstego miesiąca byłam spokojniejsza. Myślałam, że teraz jest bezpieczniej, że każdy tydzień zwiększa szanse przeżycia naszego Maleństwa. Oglądaliśmy mój brzuszek, brzuszek Maciek był nim zachwycony. Uwielbiałam obserwować go, gdy opowiadał znajomym o ciąży i naszej Fasolce. Pokazywał zdjęcia USG i nosił je w portfelu. Ósmy miesiąc. Ja się już toczyłam, a mąż był nadal mną zauroczony. Puszczaliśmy „brzuszkowi” moją płytę z dzieciństwa („Lato Muminków”), a z niej upodobaliśmy sobie senną kołysankę.
SENNA KOŁYSANKA
Kołysanka, kołysanka słodka kołysanka
Śpij maleńki po troszeńku do białego ranka
Kołysanka, kołysanka senna kołysanka
Niebo całe się zamknęło i ty oczka zamknij
Kołysanka, kołysanka cicha kołysanka
Na bielutkich prześcieradłach, puchowych posłankach
Kołysanka, kołysanka śliczna kołysanka
Różowiutkie maciupinko jak słoneczka ziarnko
Kołysanka, kołysanka senna kołysanka
Schowaj się pod powiekami w snu głębokiej jamce
Kołysanka, kołysanka nocna kołysanka
Naokoło cała ciemność kładzie się do spanka
Wzruszaliśmy się słuchając jej i rozmyślaliśmy o przemeblowaniu pokoju. Wyobrażaliśmy sobie jak ją będziemy śpiewać na dobranoc… Oglądaliśmy ubranka i rozrzewnialiśmy się nad każdym kaftanikiem, śpioszkiem, czapeczką i bucikami. Pewnego dnia (29/30 t.c.) odczuwałam silny niepokój. Miałam infekcję gardła, brałam antybiotyk, a Maleństwo było bardzo spokojne, za spokojne. Wieczorem pojechaliśmy do szpitala. Zatrzymali mnie tam na kilka dni. KTG bardzo dobre, Maleństwo szaleje, USG dobre, inne badania też. Dostałam nowe leki, a macica przestała się „stawiać”. Wróciliśmy do domu. Byłam spokojna. Kolejne USG i dowiedzieliśmy się, że to chłopiec. Cieszyliśmy się ogromnie. Wszyscy mówili, że to dziewczynka, już było wybrane imię, a tu taka niespodzianka. Mąż urósł o 20cm. I był bardzo dumny. Nasza radość jednak nie trwała długo. Dwa tygodnie od wyjścia ze szpitala nadszedł ten poniedziałek… Mysiuś się nie ruszał. Nie wysłuchałam jego serduszka stetoskopem. Nie słyszałam już żadnych szmerów. On już nie żył.
Ubrałam się, umalowałam i pojechałam do mamy. Nie chciałam być sama w domu. Do rodziców przyjechał mój mąż. Kupił wanienkę.. ja już nie mogłam się cieszyć. Wróciliśmy do domu. Fasolek się nie ruszał. Powiedziałam Maćkowi, że mam przeczucie, że on już nie żyje. Wpadłam w histerię, nie chciałam jechać do szpitala. Chciałam być z moim synkiem. Chciałam jeszcze przez chwilę być w ciąży, czekać na narodziny mojego dziecka i myśleć, że będzie dobrze. Maciek zadzwonił po tatę, kazał mi się ubrać i pojechaliśmy do szpitala.. Na izbie przyjęć nie płakałam, byłam spokojna, jakby pozbawiona uczuć. Kiedy położna szukała tonów serduszka pomodliłam się o cud, ale już chyba w niego nie wierzyłam. Potem USG i słowa lekarza: „przykro mi, ale dziecko nie żyje”
Blok porodowy. Mnóstwo pytań, a ja już mogłam tylko cichutko szlochać. Położyli mnie w osobnej Sali na uboczu. Położna przyprowadziła Maćka. I to było straszne, bo na jego twarzy malowała się nadzieja pomieszana ze strachem. On nie wiedział… Chwilę później ryczeliśmy przytuleni, a między nami nasz upragniony synuś. Maleńki Mysiuś. Martwy.
W nocy miałam skurcze, ale za słabe. Rano Maciek czekał aż skończy się obchód obchód zacznie nasz najtrudniejszy dzień. Był cały czas ze mną. Modlił się o siły dla mnie. Pomógł mi niesamowicie. Przyszła mam i brat, ale ja chciałam być tylko mężem. Bałam się ich łez. Prosiłam tylko żeby się modlili. Czułam moc modlitwy i dziękuję Bogu za tych wszystkich, którzy o mnie myśleli i mnie wspierali. Cały dzień to leki, kroplówki i zastrzyki. Skurcze coraz częstsze, coraz bardziej bolesne i tak przez 10godzin. Dopiero po przebiciu pęcherza płodowego skurcze stały się owocne. Po kilku godzinach można mnie było znieczulić. Nareszcie trochę ulgi, ale nie całkiem, bo lewa strona została znieczulona mniej. Pojawiła się we mnie złość. Tyle godzin cierpienia, a teraz, kiedy miało nie boleć – boli! Parcie trwało tylko 10 minut i zobaczyłam moje Maleństwo. Malutkie plecki, nóżki i rączki… Chciałam go wycałować, usłyszeć jego płacz, czuć zapach i ciepełko. Tyle razy sobie to wyobrażałam. Poród. Ja i mąż, nasz synek. Zdjęcia i telefony.. A tu nic. Straszna cisza. Tylko spojrzenia lekarzy i położnych. Wszyscy byli bardzo mili, ale ta cisza..
Po porodzie położna spytała mnie czy chcę zobaczyć dziecko. Chciałem. Bałem się, ale bardzo tego potrzebowałem. Położyła je na stole i odwinęła. Serce mi się ścisnęło. Śliczny chłopak, Mysiuś mój. Miał śliczny nosek i takie malutkie usteczka. Wyglądał jakby spał. Wolałem żeby spał, ale on nie żył.
22.02.06r. W sali zakładu pogrzebowego staliśmy z żoną i po raz ostatni oglądaliśmy naszego Szymka. W malutkiej trumience leżała nasza nadzieja, nasze osiem cudownych miesięcy. Przez tą chwilę byliśmy Rodziną. Czasem to do mnie nie dociera, że pochowaliśmy syna. Nawet stojąc przed jego grobem czuje jakby to było nierealne. Ale On był i zawsze już będzie w naszych sercach.
Karolina i Maciej