Do dnia dzisiejszego nie możemy pogodzić się z tym co się stało.
Minął już rok, a ból wciąż taki mocny. Tęsknota i ból - to nasi towarzysze do końca naszych dni.... Jej krótkie życie... Natalka urodziła się 03 lutego 2003 roku.
Był to początek szczęścia, wielkich planów, przedsięwzięć. Staraliśmy się jej dać wszystko... szkołę pływania, wszystkie szczepionki, zabawki, kremy, ubranka, a przede wszystkim kochających rodziców. Mieliśmy razem tyle zrobić, pojechać w tyle miejsc. Taka mała kruszynka zawarła w sobie tyle miłości, którą potrafiła obdarowywać całe swoje otoczenie. Jej małe serduszko kochało wszystkich, choć nie wszyscy ją kochali. Skłócone rodziny nawet dla wnuczki nie potrafiły się pogodzić. Dlaczego - do dzisiaj nie rozumiem.
Bardzo szybko zaczęła chodzić, rozumiała co jest dobre, a co złe, czego nie dotykać, aby się nie poparzyć, jak wywołać uśmiech na buzi mamy... Jak przytulić kotka, aby nie zrobić mu krzywdy... Dlaczego to trwało tak krótko?!!!!
Natusia żyła 18 miesięcy.....Umarła 18 września 2004 roku
Jej droga do śmierci
Cierpienie zaczęło się tak niewinnie. Przyszła gorączka - pani doktor stwierdziła, iż to trzydniówka. Kiedy po tygodniu wróciliśmy, Natalkę dodatkowo bolał brzuszek - skierowała nas do szpitala.
Tak bardzo żałuje, że pojechaliśmy do szpitala dziecięcego w Bielsku, bo może by nadal żyła. Lekarze - wybacz im Panie - hieny dla, których nieważne jest życie lecz pieniądz, a ich dewizą jest: "leż dziecko spokojnie, samo wrócisz do zdrowia" Już podczas przyjęcia lekarz sprawdzając wyrostek mocno ją zranił. Potem kilka dni bez badań, a stan naszej córeczki się pogarszał. W czwartek lekarze już mieli weekend, więc nie miał kto badać. Jej "leczenie" polegało na podłączeniu do kroplówki i czasem sprawdzeniu gorączki.
Gdy na jej nóżkach pojawiły się wybroczyny Pani ordynator stwierdziła: "to od skarpetek lub pielęgniarka za mocno chwyciła". Żadnej diagnozy, żadnych podejrzeń, żadnych konsultacji z innymi lekarzami - duma i "wszechwiedza" lekarzy. W poniedziałek po ostrej interwencji i cudem znalezionej karetce na własne życzenie przewieźliśmy nasz Skarb do Centrum Zdrowia Matki i Dziecka w Katowicach.
Żeby wszędzie byli tacy lekarze, żeby Natalka tam wcześniej trafiła.... Zaczęliśmy odzyskiwać nadzieję i wiarę w drugiego człowieka. Tam nawet pielęgniarka okazywała zainteresowanie dzieckiem i szczerą chęć pomocy - bez zobowiązań, bez interesownie. Niestety pomimo niezliczonej ilości badań pod względem każdej możliwej choroby nie potrafili jej pomóc, ale wciąż mając nadzieję przewieźli sami Natalkę do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Tam po dwóch dniach na oddziale straciła przytomność i trafiła na OIOM, tam po kilku dniach umarła. A nam na zawsze pozostał przed oczyma widok wielkiego cierpienia, bólu, z którym musiała walczyć nasza Kruszynka. Ból, z którym nie poradziłby sobie żaden dorosły człowiek.
Życie po śmierci
Jest w całym tym smutku kilka radosnych promyków, które pozwalają nam trzymać się razem, żyć nadzieją, że kiedyś będziemy jeszcze tworzyć rodzinę - nie tu, ale tam w niebie. Kiedyś usłyszymy z jej ust te słodkie słowa: "Mamo, Tato - ja Was kocham".
Te kilka promyków znaczy dla nas tak wiele:
Za każdym razem, gdy przychodziliśmy na OIOM, z radia płynęły słowa piosenki "....wszystko byłoby inne, gdybyś tu była ja wiem, nie tak trudne i dziwne, gdybyś tu byłą ja wiem"... jak zapowiedź tego co miało nastąpić. Ze śmiercią czekała, aby się z nami wszystkimi pożegnać. Odchodziła już w nocy poprzedzającej ten straszny dzień, ale lekarze ją reanimowali. Rano niespodziewanie i niezapowiedzianie przyjechali nasi rodzice i bracia, których w tej chwili potrafiła połączyć taka mała osóbka.
Każdy z nich pomimo sprzeciwu lekarzy zdążył ją odwiedzić, chwilkę do niej mówić, powiedzieć jej, że ją kocha. Do końca wierzyliśmy, że wrócimy z nią szczęśliwi do Bielska. Odprowadziliśmy rodzinę do samochodów i wróciliśmy do Natalki. Po kilku krótkich minutach aparatura zaczęła wariować, lekarze w pośpiechu wyprosili nas z sali... Czekając na korytarzu poczuliśmy silną potrzebę modlitwy, ale jednocześnie na język przyszły nam słowa, które wypowiedzieliśmy głośnym szeptem: Panie jeśli taka jest Twoja wola, zabierz nasza córeczkę do siebie. W tym momencie z sali wyszła Pani doktor, aby oznajmić nam śmierć naszego Szczęścia.
W dniu, w którym odbieraliśmy Natalkę ze szpitala straszliwie padało, ale gdy otwarły się drzwi kostnicy i panowie podnieśli trumienkę, aby ją zanieść do karawanu wyszło słońce. Znak od Pana Boga, że Ona już jest szczęśliwa. Gdy zamknęły się drzwi karawanu znowu lunęło deszczem.
Pierwsza noc po powrocie do Bielska. Rodzice zdążyli już posprzątać nasze mieszkanie, ale wszystkie ubranka i zabawki poukładali na półkach. Jej ulubiona zabawka - plastikowe autko, na którym jeździła wylądowało za szafą. Rano, gdy się obudziliśmy stało dokładnie na środku pokoju........
W dniu pogrzebu znowu od rana bardzo mocno padało. Dzień był zimny. W chwili, gdy karawan podjechał pod kościół wyszło słońce - świeciło tak długo, aż wszyscy wyszli z cmentarza, poczym znowu zaczęło padać. Podczas samego pogrzebu Natalka również pokazała, że była dziewczynką z dużym poczuciem humoru. Otóż pomimo tego, iż grabarze dokładnie wszystko pomierzyli, trumienka nie chciała się zmieścić do grobku.....
Cały czas czujemy obecność Natalki przy sobie: a to słychać tuptanie w kuchni, a to nagle klamka od drzwi zaczyna się ruszać energicznie, a to znowu żona "obrywa" plastikowym klockiem w wannie... Baliśmy się nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia - tej pustki i samotności, jednakże przez cały ten czas czuliśmy się niewiarygodnie spokojnie, tak jakby Natusia była z nami, przez cały czas i jesteśmy pewni, że tak było.
Ale pomimo tych znaków w sercach naszych jest wielka pustka, bo nic nie zastąpi dotyku, słów, jej uśmiechu, śpiewu....Nigdy nie zobaczymy jak uczy się jeździć na rowerze, nigdy nie pójdziemy na wywiadówkę, nigdy nie zobaczymy jak rośnie - całe życie nas ominęło. Goryczy i bólu dodaje brak zrozumienia przez otoczenie. Rady ludzi, którzy nigdy nie przeżyli podobnej tragedii, słowa - "najlepszym lekarstwem jest drugie dziecko"
Nie wiem dlaczego Pan Bóg wziął nam córeczkę - być może kiedyś się dowiemy. Teraz jednak tylko dzięki Niemu żyjemy z dnia na kolejny dzień, odliczając czas do nieznanej nam daty, kiedy pozwoli nam w Swoim Królestwie spotkać się z Nateczką i stworzyć z nią na nowo rodzinę.........
Iza i Piotr