Wiem co czujesz mój Ksawciu odszedł od nas 06 stycznia tego roku. Był zdrowym pogodnym chłopcem,poszedł spać i w trakcie snu zatrzymało mu się serduszko. Walczyliśmy o niego przez 3 dni jednak nie udało się. Obecnie jestem pod opieką psychologa i pomagam sobie lekami. Jest bardzo ciężko, smutno i ból rozrywa mi serce.Codziennie z nim rozmawiam prosząc go o wsparcie w tych ciężkich chwilach. Nie wiem czy czuję jego obecność ale wiem, iż mam malutkiego spowiednika,który tylko słucha... Jola_11 napisał(a): > Nie wiem jak zacząć swoją opowieść ponieważ od jakiegoś czasu czytam Wasze posty i wciąż nie mogę uwierzyć jak wiele osób cierpi z powodu straty swojego maleństwa... tak bardzo mi przykro... zawsze przerażały mnie te maleńkie grobki a dziś sama jestem Aniołkową mamą...
> Niestety przez ostatnie 2 lata los nie był dla nas łaskawy. Początkowo wszystko miało być takie proste... 1,5 roku walczyliśmy o swoje małe wielkie szczęście, odwiedziliśmy wiele gabinetów gdzie nawet usłyszeliśmy, że jedyne rozwiązanie to in vitro. Było wiele chwil załamania i wiele łez, ale nadal walczyliśmy. Kilka razy musiałam poddać się różnym zabiegom, ale udało się. Szczęśliwie po 1,5 roku walki w czerwcu zobaczyłam wymarzone 2 kreski... szczęście nie trwało jednak długo, w 5 tygodniu trafiłam do szpitala z krwiakiem. Po tygodniu strachu i ciągłym krwawieniu zobaczyłam bijące serduszko, krwiak zniknął a my wróciliśmy do domku. Niestety w 14 tygodniu pojawiło się plamienie i znowu szpital, ciąża zagrożona. I tym razem dałyśmy radę, po tygodniu byłyśmy w domu jednak nie na długo.... w 21 tygodniu ciąży ponownie trafiłam do szpitala ze znacznie skrócona szyjką. Szybko wykonano zabieg założenia szwu i było coraz lepiej, ale nasze szczęście nie trwało długo. Czułam się coraz gorzej a personel medyczny nie reagował, wmawiano mi, że symuluje.... do dziś nie mogę w to uwierzyć... aż w końcu po 3 tygodniach zostałam przewieziona z czynną akcją porodową do Kliniki Polożnictwa... chwilę później moja córeczka w 25tc przyszła na świat i odeszła 5 godzin później... lekarze określili poród jako septyczny, choć do pierwszego szpitala przyjechałam zdrowa za to wyjechałam z niego prawie z sepsą, zostałam zakażona tyloma bakteriami, że moja córka nie miała szans dłużej pozostać w moim brzuszku... nasz skarb był z nami 5 godzin, z powodu niewydolności płuc moja księżniczka odeszła i zostały tylko wspomnienia... moja wymarzona córeczka dołączyła do grona Aniołów a w sercu została wielka tęsknota i ból.
> Kocham Cię córeczko najmocniej na świecie.
|