Żalu to jest we mnie tyle, że chyba nigdy do końca nie minie... żalu do lekarzy, do położnych, którzy mogli odpowiednio się nami zająć. Mam teraz lęk przed szpitalem, nie ufam lekarzom choć muszę być teraz pod stałą opieką i to wszystko mnie przerasta. Stało się tyle złego, spotkałam tyle obojętnych i złośliwych ludzi, że straciłam wiarę w człowieka... Powoli staję na nogi i próbuje wrócić do rzeczywistości w czym pomaga mi praca i inne kobiety po stracie, z którymi pracuje i które mnie wspierają a przede wszystkim mąż, który od początku był z nami w każdej chwili. Bardzo chciałabym jeszcze uwierzyć,że w naszym domu zagości dziecięcy śmiech i radość z bycia rodzicami ziemskich dzieci, ale tak bardzo boje się tego co będzie. Boje się pobytu w szpitalu, a przy mojej szyjce zabieg jest gwarantowany... czy którejś z Was udało się zajść w ciążę po stracie? Jak sobie radziłyście ze strachem?
|