Ja mając 327 stron szpitalnych zapisów odnośnie Hugusia, odczytałam pod koniec ,że była bakteria gronkowca , że potem inna i jeszcze inna i podejrzenie sepsy rownież . U nas po operacji gdy był Hugo to bardzo przestrzegano niby higieny , wpuszczano po dwie osoby do dzieci w specjalnych kitlach i ochraniaczach na buty - ale nie naszych tylko dla każdego rodzica na oddzielnym wieszaku , każdy wiedział ,który jego.Podłogi myli często i cześć z pielęgniarek i lekarzy , gdy mieli katar nosili maski.Ale inni lekarze nie, i zdarzyło sie usłyszeć odkaslywania z pokoju pielęgniarek ....A tu 4dzieci z otwartymi mostkami po operacji serca....Dlatego czekałam na wynik sekcji , a tu ani słowa o infekcjach. Także były na bieżąco zaleczane? A co do słów jakie lekarze używali :jeszcze żyje itp... Nie spałam po nich i byłam strzepkiem nerwów jak miałam 3razy dziennie obowiązek iść do nich i pytać . To ,aż nie zadawalam zbędnych pytań, żeby tą u nich wizytę skrócić .Jednak w głębi duszy myślałam , ze sie mylą,że pokaże im i da radę .Dwa tyg wcześniej twierdzili , że już cud ,iż nadal żyje...Przecież w ciąży lekarze na echach serca -szczególnie doc Dangel , mówili ,źe mieli pacjentów z tą wadą i teraz są dorośli i nawet mają zdrowe dzieci...i że pierwszy etap jest operacją łatwą, rutynową .Gorzej z 2i3etapem,także byłam w miarę spokojna przed nią -a jak robił ją Prof Moll to już w ogóle ...Sukces prawie gwarantowany...
|