Witam, nie uraziłaś mnie. Pisząc o swoim dziecku jako matka piszę jaki był dla mnie a opisując swoje dziecko z medycznej perspektywy niestety nie wygląda to już tak pięknie. Niestety dla druga rzeczywistość jest znacznie bardziej przykra i druzgocząca ale prawdziwa. Leżeliśmy w wielu szpitalach. Rozmawiając z innymi matkami widziałam Tomcia jako zdrowe dziecko. Słuchałam o wirusach, zapaleniach opon mózgowych, złej pracy płuc, serca czy mózgu, fenyloketornuria, mukowizcydoza, schorzenia neurologiczne czy o dzieciach onkologicznych. Paliłyśmy, płakałyśmy i rozmawiałyśmy. To były krótkie rozmowy 10-15min co 3 godz. Niewiele ale treściwie. Dzieci umierały, wychodziły i wracały a my wciąż tam byliśmy. Wtedy te choroby wydawały mi się śmiertelne a nasza bezpieczna bo uleczalna chirurgicznie. Przy tym wszystkim moje dziecko wydawało mi się takie "niezwykle bezpieczne". A tu jedna zła wiadomość, a za nią kolejna gorsza, i gorsza.... Aż do tragicznej. Bo cóż dano za wybór: albo pewnego dnia nie odratujemy go w zabiegowym albo wyśle go pani na zabieg ale on możego nie przeżyć lub skończyć jak "żyjące warzywo". Gdzie tu wybór? Byłam w tym szpitalu na badaniach genetycznych m-c temu i był tam chłopiec 16-17 lat też miał ten brakujący kawałek twarzy - jak Tomcio, chodził o kulach. To było tak potwornie przykre. On żył chodził i mówił.... i dało się go wyleczyć. Patrzyłam na jego krtań... była prawidłowo położona. Chciałam z nim i jego tatą porozmawiać ale nie miałam odwagi. Mój Tomuś był piekny i cudownym dzieckiem. Zawsze uśmiechniętym i zadowolonym. Wzbudzał od urodzenia we wszystkich ogromną sympatię i duży respekt. Zawsze grzeczny. Rozwijał się prawidłowo, zaczynał zapierać się do siadania i potrzymywany radośnie stał na nóżkach i przebierał nimi jakby chciał chodzić... Miał swoje ukochane zabawki i maskotki, ulubione piosenki śpiewane przez "Kubusia" z muzyczką... Uwielbiał leżeć na pleckach w poprzeg łóżeczka i kopać nóżkami w szczebelki... Jako pacjent też był grzeczny, nie wyrywał rurek i kroplówek, nie trzeba go było przy tym wogóle pilnować. Czujnik od monitora traktował jak kolorowe światełko na palcu, któremu uwielbiał się przyglądać. Kiedy miał kroplówkę w nóżce, zakładał jedną na drugą i rodośnie nią machał, co wzbudzało sensację i uśmiech na twarzach personelu szpitala. Jedyne czego nie znosił to waga i ... oczywiście wymiana rurek. Ale nie ma się co dziwić. Jakby mi coś wielkiego na siłe pchali też bym była zła.
Czasami zastanawiam się czy może gdybym wybrała inny szpital to byłoby innaczej? A może gdybym nie podpisała tej zgody? Może żyłby dwa dni, 2 miesiące, 2 lata ..... a może 40lat.
Próbuje jakoś to wszystko poukładać w głowie ale jest ciężko. buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|