buleczka... ja po stracie mojego pierwszego maluszka prawie wprowadziłąm się na cmentarz...... Tam szukałam ukojenia, chodziłam między maleńkie grobiki, na grobie mojego dziadka zapalałam znicz dla mojej Kruszynki... płakałam jak nie mogłam zajść w kolejną ciążę... Cmentarz był jak powietrze dla mnie.... i potem jak już się udało i zaszłam w ciążę, też tam chodziłam. Chodziłam do samego końca, tzn. jeszcze na cmentarzu byłam na kilka dni przed porodem i prosiłam dziadka, aby miał mojeo synka w opiece, bo czeka go operacja po urodzeniu, prosiłam aby czuwał nad Jego bezpieczeństewm wtedy kiedy mnie przy nim nie będzie ( w trakcie operacji ).... Ja wydaje mi się, że jestem przesądna, ale w granicach rozsądku. Będąc w ciąży chodziłam na cmentarz do mojego dziadka, chodziłam między maleńkimi grobikami i biłam się z tysiącem mysli, co by było gdyby......i mój synek żyje. Przeżył poważną operację i wiem, że tam na tej zimnej, zielonej sali był z nim mój dziadek.... czuwał nad nim. Wierzę, że jest Jego Aniołem Stróżem.... Nawet gdybym w ciąży usłyszała, że nie powinnam chodzić na cmentarz, to i tak bym chodziła. Tam szukałam ukojenia po stracie mojego Maluszka, mojej Fasolki... Mój Maluszek nie ma grobu, bo był tyci..........tyci, ale na grobie dziadka zapalałam mu znicz....... http://www.republikadzieci.pl/rd/content/view/1530/184/ mama fasolki
|