Straciłam moje Maleństwo w 11 tygoniu ciąży. Dla lekarzy i położnych nie było to dziecko, nikt mnie nie żałował, nikt niczego nie tłumaczył. Po prostu powiedzieli, że nic się nie dało zrobić i już. Leżałam tak 29 godzin i czekałam na zabieg, a raczej na lekarza prowadzącego, bo lekarz dyżurny nie chciał się podjąć, bo była niedziela. A poza tym był chyba zły, że nie do niego poszłam, tak jak to było z pierwszym dzieckiem. Położna nic nie mówiła. Jedyne co usłyszałam, to to, by nie zamykać się w łazience "bo jak to wszystko pójdzie, to może mi się zrobić słabo". W ogóle miałam wrażenie że robili wszystko, by nie poruszać tego tematu, choć ja chciałam - tak rozpaczliwie pragnęłam wiedzieć wszystko. Ola- mama Amelki 02.07.2004 r.,Aniołka 01.10.2007 (*), Aniołka 11.06.2008 (*)
|