Gdy byłam młodą dziewczyną nasłuchałam się mnóstwa historii na temat odchodzenia dzieci.Jedne matki cichutko płakały na wspomnienie swojego maleństwa i inne pocieszały się,że widocznie tak musiało być.Gdy mnie dotknęła bardzo głęboko śmierć mojego dziecka to wiedziałam,że nie zniosę tak łatwo porad od swoich pocieszycieli.Moja mama powiedziała,że dobrze się stało,że Agnieszka odeszła tak szybko 7 dni po porodzie,bo się do niej nie przywiązałam,poza tym to ona podejrzewała ,że się tak może stać ,bo ja się tak strasznie telepałam nad swoim dzieckiem.Teścowa uznała,że śmierć mojego dziecka to nie tylko mój problem ,że ona też bardzo przeżywa,a poza tym tak się dzieje w życiu kiedy za życie dorosłych bierze się gównażeria(mieliśmy z mężem po24 lata).Zatkało mnie na bardzo wiele lat.Bardzo każdej mamie współczuję kiedy traci dziecko nie ma znaczenia na jakim etapie życia .Ból,cierpienie jest ogromne i chociaż komuś się wydaje,że czas goi rany to ja wiem swoje ,że żal i tęsknota pozostaje.Jeśli się kocha to nie jest łatwo się godzić z taką stratą jak utrata własnego,upragnionego dziecka.Mamy,które nie rozumecie nie komentujcie bezrozumnie ,bo potęgujecie nasz żal.Nie drwijcie z naszego bólu,bo tylko rozdrapujecie naszą ogromną ranę. Do tej pory (17 lat od śmierci mojej Agnieszki)dostaję takie komentarze,że nie chcę ich powtarzać bo matka matce nierówna. Już tylko tyle.......Ewa41 (********************************)dla Naszych Aniołków
|