Moj synek rowniez urodzil sie w 29 tc, zyl 30 dni. A wokol ludzie zachowuja sie, jakby nic sie nie stalo, jakby dziecko "liczylo sie" dopiero, jak jest starsze. Nikt o malym nie mowi - a do szalu doprowadzaja mnie teksty "Co ty jakas nie tego, stalo sie cos?" gdy nie mam najlepszej miny. Slysze to najczesciej przez telefon od wlasnej matki!Po prostu szlag jasny mnie trafia. No nie! A co niby mialo sie stac?! Umarlo mi dziecko "tylko" trzydziestodniowe i "az" 7 miesiecy temu! Podobny tekst ("lepiej teraz, niz pozniej, gdy mialby rok, dwa, trzy...")uslyszalam od jednej z najblizszych osob w mojej rodzinie, lekarza zreszta. Smierc dziecka nie jest tematem tabu tylko w Polsce, we Francji jest tak samo. Poniewaz usiluje zyc w miare mozliwosci "normalnie", nie wybucham placzem na widok innych dzieci (nie moge, pracuje z malymi dziecmi), staram sie wygladac cywilizowanie, to wszyscy wydaja sie myslec, ze tematu nie ma. Bo gdybym zachowywala sie odwrotnie, to uznanoby mnie z kolei za wariatke. Jest tylko jedna osoba z pracy, kobieta, ktora ma 60 lat i wiele braci i siostr i wiem, ze w dziecinstwie stracila czesc rodzenstwa, no wiec ona za kazdym razem, jak mnie widzi, to od razu pyta: "Aneta, w porzadku? O, wygladasz lepiej!". A mowi to w taki sposob, ze widac, ze dla niej temat jest i naprawde zdaje sie rozumiec, ze strata synka to dla mnie tragedia.
Zaraz po smierci malego mialam potrzebe mowienia o tym, co sie stalo , nawet obcym. Ochlodzilo mnie kilka pseudo pocieszen i niektore postawy wobec mnie, no i zdalam sobie sprawe, ze ja nie mam ochoty rozmawiac z byle kim, a nie interesuja mnie tez rozmowy, ktorych glownym celem jest zaspokojenie ciekawosci innych, smierc dziecka = mala sensacja, nie o takie rozmowy mi chodzi. -------------------- aneta
mama Matyldy i aniolkowa mama Kruszynki (12tc kwiecien 2005) i Louis (29tc 21.02.06-22.03.06) oraz malej dziewczynki pod sercem
|