dotykalam ja...powoli
i niezgrabnie wlozylam reke pod kocyk w ktory byla zawinieta. taka mieciutka, tak
niesamowicie cudowna byla jej skora w dotyku...najpierw sie przestraszylam i
pomyslalam"boze, co ja robie.przeciez moge ja skrzywdzic", ale potem zaciskalam
lekko dlonie na jej maciupkich raczkach i nozkach, gladzilam po twarzytce...tak bardzo
chcialam na nia spojrzec, ale wtedy naprawde wierzylam, ze to mnie zabije, ze juz widoku jej
nie zniosem, juz niczego wiecej nie wytrzymam...bylo mi tak dobrze kiedy ja dotykalam, kiedy
przytulalam owinieta w kocyku, kiedy plakalam sciskajac ja za bardzo...bylam prawie
szczesliwa...prawie zapomnialam, ze trzymam w rekach martwe dzieco, bo najwazniejsze bylo co
innego, ze oto mam na rekach MOJE dzieciatko...ze mam ja w ramionach...ze mam przy sobie
moja ukochana coreczke... a teraz mi tak zle...
|