...17.07.2002 r. 6-ty miesiąc
ciąży- kolejna wizyta kontrolna- normalnie się czułam, chodziłam do pracy -niczego nie
podejrzewałam a tu lekarz mówi mi, że mam już duże rozwarcie, że mam zaraz zgłosić sie do
szpitala i może da sie jeszcze założyć szew na szyjke...panika, płacz-nie chciałam rodzić
tak wcześnie, takie maleństwo nie ma szans. Mimo założonego szwa i leżenia w szpitalu
Łukaszek urodził sie 21.08.2002 w 29 t.c... Potem kolejne dni tak podobne do siebie -
pociąg do Katowic, spotkania z naszym dzieckiem i wypatrywanie w oczach lekarzy zapewnienia,
że on z tego wyjdzie. 33 doba - pierwszy raz lekarz miał dla nas slowa nadziei-
posocznica ustąpiła, ale poczyniła duże spustoszenie w maleńkim organizmie więc teraz trzeba
leczyć jej skutki. W tym dniu nasze Słoneczko było takie ożywione, myślałam że naprawde z
tego wychodzi, patrzył na mnie swoimi czarnymi oczkami tak rozumnie i złapał mnie swoją
maleńką obolałą rączką mocno za palec... 34 doba - przyjechaliśmy jak codzien do szpitala
a na przywitanie lekarz mówi nam, że w nocy chcieli po nas dzwonić-bo serduszko naszego
maleństwa przestało pracować,ale reanimacja pomogła. Tego dnia bałam się wracać do
domu...bałam sie zostawić go tam samego... 35 doba... Łukaszek sie poddał, nie chciał
dalej walczyć... odszedł... Beata
|