Witam, jestem nowa na forum, nasz Marek urodził się 28.05.2010 w 41 tygodniu ciąży, duży 3,5 kg prawie 60 cm chłopczyna- podczas ciąży wszytko było w porządku, a gdy się urodził okazało się, że nie oddycha i nie rusza się.. potem było juz tylko gorzej... po 13 dniach musieliśmy podjąć decyzję o odłączeniu go od respiratora,bo lekarze nie dali mu nawet 0,5% szans na przeżycie, jego płuca nie podjęły samodzielnej pracy - lekarze podejrzewają rdzeniowy zanik mięśni- wciąż nie mamy wyników i będziemy czekać na nie aż do września.. to było moje pierwsze dziecko, wyczekane i chciane i kochane .. a teraz go nie ma i okrutnie za nim tęsknie... z dnia na dzień jest coraz gorzej.. mieszkam jeszcze za granicą, ide na plażę a tu pełno maluchów, dzieci i babek w ciąży - wyć się chce.. wszyscy mi mówią, że muszę być silna, myśleć pozytywnie, że przecież jest szansa na kolejne dziecko (musimy odczekać 6 mies. z powodu cesarki - mały był ułożony pośladkowo - teraz wiem, że nie miał siły się obrócić), że mam się nie litować nad sobą, że życie się nie skończyło.. wszystko to prawda, musi minąć czas- tylko, że ten czas się wlecze, pełznie i czołga i wcale ból nie mija... Mam oparcie w moim Carin i wiem, że jemu też jest ciężko... Wiem, że Mareczkowi jest dobrze i jest z moimi dziadkami ... tylko mi samej ze sobą tak źle żyć i pogodzić się, że niczego nie mogę zmienić, że nie czuję się mamą, bo cesarka, nie czuję się kobietą, nie czuję się kimś... wiem, że nie wolno się blokować, wszystko to wiem, tylko jak się pozbierać w sobie, jak nauczyć się żyć z tą tęsknotą???
Ewa, Mama Marka 28-05-2010/10-06-2010 Ewa - mama Marka (*28.05.2010 - + 10.06.2010) i Jędrzeja (*28.07.2011)
|