Wiele razy już chciałam o tym opowiedzieć, ale już sama myśl powoduje duszący płacz, który nie pozwala wypowiedzieć choć jednego słowa- ze tęsknie. Teskie z całych sil, tęskni moje serce, tęskni ciało i dusza, tęsknie cala ja. Ale tego nie da się opowiedzieć. A chciałabym... może to przyniosło by choć minimalną ulgę 14 stycznia 2014- wydarzenia z tego dnia działy się jakby poza moja świadomością. Wszystko pamiętam jak przez cień, bo patrzyłam na to wszystko jak przez cień, ale pamiętam doskonale. Pół nocy nie mogłam spać, kręciłam się z boku na bok jakby coś we mnie czuło ze nie wszystko będzie ok. Około 6 rano poczułam te dziwne napinanie się brzucha, które lekarz zdiagnozował jako ruchy dziecka. Głaskałam moje maleństwo wtedy delikatnie, by dała mi wreszcie spać. Ale Ona nie dawała za wygraną. Kręciła się tak ze aż zaczął mnie bolec brzuszek. Najpierw delikatnie, a później coraz mocniej. Martwiłam się, wiec pojechaliśmy do szpitala. Coraz silniejsze bóle i badanie usg- wszystko było z Nią w porządku. To wtedy dowiedziałam się ze jest dziewczynką, choć podświadomie cały czas tak czuliśmy. A później badanie ginekologiczne... diagnoza pełne rozwarcie. Nie docierało wtedy jeszcze do mnie co się dzieje. Przecież to dopiero 25 tydz ciąży. Julka miała jeszcze tyle czasu do wyjścia na świat... "Pani dziecko nie przeżyje"- tak powiedział lekarz. nie mogłam pojąc tego ze muszę urodzić córeczkę, i za chwile ja stracić. Przewieźli mnie na sale, na drugim końcu korytarza, z daleka od kobiet w ciąży i noworodków. Wszystko działo się tak szybko, czułam się jak we śnie, najgorszym śnie mojego życia. Coraz silniejsze skurcze zwijały mnie w pól. Ciągle płakałam, nie wiem czy to z bólu, czy na myśl o stracie mojego Skarba. Nie chciałam rodzic, chciałam żeby posiedziała we mnie choć jeszcze parę dni, tak by miała szanse na życie. Ale to działo się samo... Wody płodowe dosłownie ze mnie trysnęły, polewając mnie cala. Nie wiedziałam co robić. Nie miałam sił nikogo zawołać, czekałam aż pielęgniarka przyjdzie sama. Przewieźli mnie wtedy na sale zabiegowa- porodówki były zajęte. Miałam urodzić córeczkę, po to by zaraz Ją stracić. Nie mogłam tego zrobić, chciałam zatrzymać cały ten koszmar by jeszcze żyła. Nie parłam przy skurczach, nie potrafiłam, nie chciałam. Miałam nadzieję, że jeszcze mogę to zatrzymać. Ale nie mogłam.... Julka zaczęła wychodzić nóżkami. Jakaś pielęgniarka kładła mi się na brzuch mocno uciskając. Chciała wydusić moją córeczkę, co znacznie potęgowało ból. Płakałam, odpychałam ją, prosiłam. Wszystko na nic. Zaczęłam przeć... Nie chciałam żeby ktoś Ją wyciskał. Czułam jak ze mnie wychodzi.... Ktoś zaproponował, by lekarz odbierający poród wsadził Jej palec do ust i Ją wyciągnął.... nie wiem czy tak zrobili.... nie chciałabym tego. A kiedy się urodziła czekałam na płacz, ale go nie usłyszałam. Nie mogłam też Jej zobaczyć, choć dalej żyła. Po narkozie nie pamiętam już nic.... Kiedy się obudziłam słyszałam na korytarzu rozmowę lekarzy z moją rodziną. Nie chciałam nikogo widzieć... chciałam tylko moją córeczkę. Przynieśli mi Ją na sale dopiero później... martwą. Nie potrafiłam Jej ani przytulic ani dotknąć ani pocałować. Patrzyłam i płakałam... nie mogłam się ruszyć... Zanim wróciłam ze szpitala do domu Damian wyrzucił wszystko co mogło mi przypominać Julkę. Nie chciał żebym po otwarciu szafy płakała. Ale i tak płakałam- wiedziałam ze tam wcześniej znajdowały się rzeczy należące do Niej, pamiętałam jak były ułożone. Od porodu nie było dnia żebym nie zapłakała za Julką. Wiem, ze Ona tego nie chce, ale jakoś nie mogę przestać. Tak bardzo mi jej brakuje... Wiem, że jestem już inna. Wiem też, że nigdy nie będę taka jak byłam przed strata swojej córeczki. To co mi Ją zabrało, zabrało jednocześnie jakaś cząstkę mnie. Nie mam w sobie tyle wiary by móc mówić ze to Bóg. Są dni kiedy nie pojawiam się na cmentarzu. Czegoś mi wtedy brakuje, czuje wyrzuty sumienia. Choć to moja córeczka, to nie czuje się mama... bo nie ma jej blisko mnie, nie mogłam zmieniać jej pieluszek, nie nosiłam jej na rekach, nie przytulałam, nie całowałam, nie byłam blisko niej. Noszę Ją w serduszku a mimo tego czuje się taka pusta. Nie wiem czy kiedykolwiek pogodzę się z Jej śmiercią, nie wiem czy będę potrafiła tak szczerze w pełni się uśmiechnąć bez wyrzutów. Pisze o tym bo chce żebyście Wy, moi bliscy zrozumieli każde moje dziwne i złe zachowanie, każdy brak zainteresowania, każdą złość i każdą ignorancje. Ja po prostu nie potrafię już żyć bez myśli o Julce. Zazdroszczę każdej ciężarnej brzuszka- ja mimo 25 tyg nie miałam go prawie wcale. Zazdroszczę każdej matce, każdego dziecka, każdego żywego dziecka. Zazdroszczę siostrze kiedy jej córeczki tulą się do niej i tęsknią za nią. Zazdroszczę koleżankom ich małych skarbów. Mam koleżankę, która ma 3-Ms córeczkę Zuzię. Na jej chrzcinach rozpłakałam się jak głupia i nie mogłam przestać. Teraz już przyzwyczaiłam się do jej widoku- nie płaczę. Ale nie potrafię jej wziąć na ręce, nie potrafię jej dotknąć, nie potrafię do niej mówić. Tęsknię za moja Juleczką. Piszę o tym, bo chce żebyście wiedzieli ze myśl o Julce zajmuje cały mój czas. Staram się myśleć tez o Was, o rodzinie, o bliskich, o znajomych. Ale zawsze najważniejsze miejsce w moim sercu będzie zajmować Julka. Nie wiem ile jeszcze czasu potrzebuje by się pozbierać, nie wiem czy kiedyś w ogóle się pozbieram. Chcę żebyście wiedzieli, że mimo moich myśli, mimo mojego bólu i mimo braku czasu wciąż jesteście dla mnie ważni. Potrzebuje tylko czasu, żeby się pozbierać, żeby popłakać w samotności, żeby wspominać. Mam nadzieje ze mnie zrozumiecie...
[...] na cokolwiek czekam, zawsze czekam na Nią, bo tylko Ona jest w stanie spełnić pragnienie mego zgłodniałego serca. mama dwóch Aniołków- Julki ur i zm 14.01.2014 i Kacperka ur i zm 24.07.2015
|