Witam, dawno nie pisalam na forum, chociaz czasem tu wciaz zagladam. Dzisiaj 3 kwietnia wlasnie mija rok od smierci moich synkow Piotrusia i Pawelka.
Ten rok od ich smierci byl niewatpliwie bardzo ciezki. Najgorszy byl okres Swiat Bozego Narodzenia. Tesknota, bol, smutek, zal, walka o nadzieje na przyszlosc i pozytwyne mysli. Staralam sie chocby na sile odnalezc na nowo sens mojego zycia.
Nawet nie wiem jak podsumowac ten rok, mysle ze on zamyka pewien etap, czesc tych przezyc a na pewno pamiec o nich zostanie we mnie juz na zawsze. Nie jestem juz ta sama osoba. Jestem ostrozniejsza, mniej planuje, wlasciwie tylko to co trzeba, zmienila sie tez moja wiara w Boga.
Na pewno pomogl mi maz, mysle ze ta strata scalila nasze malzenstwo. Przyjaciele - chociaz chwilami ta przyjazn byla wystawiona na probe, gdy oni cieszyli sie swoimi pociechami a my dzwigalismy ciezar naszej zaloby. Praca - a zwlaszcza nowe zadania ktore pomogly mi wyjsc troche poza siebie. I mysle ze wyrazanie tej zaloby, czego sie nauczylam wlasnie tutaj na forum, rozmawianie o swoich przezyciach, staralam sie niczego nie udawac tylko wyrazac to co czuje na tyle na ile moglam.
Teraz po roku od smierci synkow dolaczyla do nas malenka Kruszynka - jestem w 9 tygodniu ciazy i staram sie byc przy nadziei ze to dzieciatko pozostanie juz z nami. Po smierci synkow bylam w takim stanie ze nie wierzylam ze ponownie uda mi sie zajsc w ciaze, myslalam ze po takim doswiadczeniu bedzie to niemozliwe. Staralismy sie pol roku, walczac o nadzieje ze moze sie udac. I udalo sie...sama nie wiem jak...moze wystarczyla ta odrobina nadziei.
Obecnosc tego dzieciatka pomaga zamknac ten rok zaloby. Wierze ze nasi synkowie z nieba opiekuja sie nami. Chociaz z drugiej strony tez wiem, ze w niebie nie da sie niczego zalatwic. Cuda nie maja obowiazku sie dziac, one zdarzaja sie tylko czasami.
Czuje sie w pewnym stopniu pogodzona ze strata synkow, czy do konca to nie wiem. Wiem ze nie mialam na to zadnego wplywu. Wiem ze nie tylko nam przytrafila sie taka tragedia.
Zawsze bede pamietac, ze nasza rodzina miala byc wieksza.
To czego najbardziej zaluje, to ze nie pozegnalam sie z synami, ze nie zobaczylam ich, nie przytulilam. To byly nasze jedyne chwile i zmarnowalam je. Bedzie mi tego brakowac do konca zycia.
(***)(***) dla Piotra i Pawla, ktorzy odeszli od nas w 18 tc Anka
|