U mnie trwało to 8 miesiecy.Byliśmy z mężem na mszy za jego wujka ,po mszy poszliśmy na obiad do cioci,przyszła tam kuzynka męża ,ktora urodziła śliczną zdrową córeczkę miesiąc po nasze tragedii.Początkowo bardzo jej nie lubiłam tymbardziej że ona nalegała na nasze spotkanie,koniecznie mieliśmy przyjść do niej lub też ona do nas.Kłóciłam się z nią,mówiłam czasami przykre rzeczy ale to wszystko było jak grochem o sciane.Starałam się Ją unikać i udawało mi się do spotkania u cioci.Gdy weszła i zobaczyłam małą brzuch zabolał mnie z nerwów ale postanowiłam wziąć się w garść i nie robić scen przy stole.Po jakiejś godzinie kuzynka wyszła z córeczką a do mnie dotarło że chciałabym ja wzić na ręce,gdy tylko wróciły podeszłam ,zapytałam czy mogę mała ponosić Agnieszka zgodziła się .Byłam w siodmym niebie,pamietam miny wszystkich tam zgromadzonych ,mój teść był ze mnie bardzo zadowolony.To było właśnie to wydarzenie ,które zmieniło mnie i pomogło uporac się (chociaż troche)z ta tragedią.I co najważniejsze mam wrazenie,że moja Zuzia (*)jest ze mnie bardzo dumna.Pozdrawiam. KM
|