Witamy Cię na naszej stronie. Pragniemy by to miejsce stało się azylem dla osieroconych rodziców. Zależy nam aby tacy rodzice stracili owo nieznośne poczucie wyjątkowości, którego zapewne doświadczają w swoim środowisku, by mogli podzielić się swoim bólem, tęsknotą, trudem, drobnymi radościami, by mogli opowiedzieć o swoim dziecku. Pamiętaj, nie jesteś sam.

Kolejny Dzień Dziecka Utraconego. Dla niektórych będzie to następna rocznica, piąta, dziewiąta, piętnasta, a dla innych świeża (zbyt świeża) rana. Dzień Dziecka Utraconego to nie jest "Święto" jak niektórzy sugerują. To nie jest wyłączny dzień w którym wspominamy nasze dzieci. Nasze dzieci żyją w nas przez cały rok, całe lata i zawsze w każdej sekundzie życia mamy je w pamięci.

Jego pomysł narodził się z potrzeby mówienia światu o naszym bólu, a także z konieczności dokonania zmian w świecie, który ucieka od śmierci i od cierpienia, za wszelką cenę wmawiając ludziom, że "wszystko będzie dobrze, uśmiechnij się". Nie. Nie będzie dobrze. Długo nie będzie dobrze, ale w końcu, wierzcie mi, uda się zagoić tą ranę, mimo, że na zawsze pozostanie RYSA na duszy. Trzymajmy się razem. 
 

Nie mam własnych dzieci i pewnie już ich mieć nie będę. Dziś wiem, że to po części moja wina, po części moich bliskich, gdyż nikt w odpowiednim czasie nie poinformował mnie o tak bolesnych skutkach korzystania z pigułek i spiralek. Swojego partnera poznałam dość wcześnie, gdy byłam w szkole średniej. Nie wyobrażałam sobie wtedy żebym mogła zostać tak wcześnie matką, a wszystko wskazywało na to, że nią już jestem. Wówczas rozpoczęła się moja droga do niepłodności. Dwukrotnie wzięłam środki wczesnoporonne i do dziś nie wiem czy zabiłam swoje własne dziecko. Za namową ginekologa rozpoczęłam regularne zażywanie środków antykoncepcyjnych, które dały mi poczucie wolności. Po latach założyłam spiralkę, by chronić moją wątrobę. Gdy skończyłam studia, rozpoczęłam pracę w końcu zapragnęliśmy dziecka. Zaszłam w ciążę dość szybko, w 8tc poroniłam. Powtórzyło się to jeszcze cztery razy. Najstarsze nasze kochane Maleństwo to był synek, miał 19tygodni. Zrozpaczeni trafiliśmy do bardzo dobrej kliniki i usłyszeliśmy, że najprawdopodobniej nigdy nie donoszę ciąży, gdyż mam powikłania poantykoncepcyjne. Od ostatniego poronienia minęło 8 lat i wiem, że dzisiejsza nasza tragedia, którą przeżywamy jest dramatem naszym, naszych bliskich i przyjaciół, ponieważ nie znalazł się nikt w odpowiednim czasie, kto by mi przekazał jak wielkim darem jest płodność i każde poczęte dziecko, nawet to, które zaistniało w czasie dla nas niesprzyjającym. Płacze myśląc o każdym dziecku, któremu nie pozwoliłam żyć biorąc środki wczesnoporonne i później nosząc spiralkę i nawet nie wiem ile ich było. Płacze też za tymi dziećmi, które nie mogły się urodzić, bo moje ciało było tak bardzo zniszczone, że nie mogłam donosić ciąży. Chcąc dać coś z siebie postanowiliśmy z mężem adoptować dzieci, choćby chore, by po części zadośćuczynić naszym błędom.

Zrozpaczona matka (* * * * * ... )