W
moim przypadku było trochę inaczej. Ja nie widziałam swojego synka. Podczas porodu byłam w
strasznym szoku, miał do mnie przyjść psycholog, ale nie przyszedł. Kiedy urodziłam
Mateuszka położna powiedział, że to nie możliwe żebym czuła dzisiaj ruchy mojego synka, bo
on musiał od dawna być martwy. Tak mnie to wystraszyło, bałam się że patrząc na niego
zobaczę jakiś okropny widok i zapamiętam to jak jakiś koszmar. Wcześniej z mężem
postanowiliśmy, że nie będziemy go oglądać, żeby nie cierpieć, ale teraz bardzo tego żałuję.
Czuję się fatalnie, że go nie widziałam. Teraz nie umiem sobie wyobrazić do kogo był
podobny, jak wyglądał... Mam żal do położnej, lekarzy, że nikt mi nie pomógł, nie doradził,
nie wsparł. Uważam, że polskie szpitale, wogóle nie są przygotowane na takie sytuacje.
Nie rozumiem dlaczego kobieta rodząca martwe dziecko nie może liczyć na wsparcie. Tak nie
powinno być. Gdyby wtedy przyszedł do mnie psycholog, to nie miałabym tej traumy jaką teraz
przeżywam. Nie wspomnę juz o tym, że potem położono mnie razem z kobietami w ciąży i dwa
razy dziennie musiałam słuchać bicia serduszek ich dzieci. Źle to wszystko jest
zorganizowane. Ludzie bardzo mili, ale organizacja pozostawia wiele do życzenia. Mam
nadzieję, że się to kiedyś zmieni, albo, że ja tak fatalnie trafiłam.
Zuzaf
|