Co do filmów i ludzkich wyobrażeń to ja zawsze myślałam, że jak ktoś
umiera to się krzyczy, wrzeszczy bo przecież to jest takie straszne, że nie można tego
znieść. A jak umarł mój synek to nawet się nie rozpłakałam, nie mogłam po prostu w to
uwierzyć i byłam taka nieobecna. Nawet na pogrzebie, mój mąż zaczął płakać już na parkingu
przy cmentarzu a mi łzy zaczęły lecieć w połowie uroczystości. Co do ludzi to ja widzę
ich zakłopotanie gdy mówię o moim (*)synku, więc staram się to robić jak najrzadziej. Tylko
jak jestem gdzieś z najmłodszym synem i ktoś pyta - To Twoje drugie? nie jestem w stanie
potwierdzić bo to tak jak bym się wypierała mojego nieżyjącego synka. Nie, nie drugie!
trzecie, ale drugie jest na cmentarzu. I wtedy widzę zakłopotanie osoby, która zadała
pytanie, zaczyna przepraszać, w końcu ja głupio się czuję, że znowu o tym wspomniałam.
Mój najstarszy syn (5 lat) mnie kiedyś poprawił gdy w rozmowie powiedziałam, że mam
dwoje dzieci, on powiedział - Masz troje, ja, Krzyś i Wiktorek zakopany. * Paulina, mama Aleksandra (2002), Wiktorka (40 tc *+2007) i Krzysia (2008)
|