Ja też z tych "dobrze trzymających się". Organizatorka
biurokratycznej machiny przygotowań do pogrzebu, pracująca, zajmująca się pozostałymi
dziećmi, "bywalczyni" placów zabaw i o zgrozo wczasowiczka (kiedyś na innym forum
zapytano się mnie: KTO wyjeżdża w dzień po pogrzebie na wakacje?").
Myślę, że dla
większości ludzi strata dziecka jest niewyobrażalna i niepojęta. Dodatkowo
"wiedzę" na temat żałoby czerpią z filmów, gdzie na pierwszym planie, nad łóżkiem
(najczęściej szpitalnym) zmarłego dziecka rozlega się przerażający krzyk, ewentualnie matka
traci przytomność, następnie siedzi zamknięta w pokoju, ze szczelnie zasunietymi zasłonami i
zawodzi bez przerwy, z przerwami na łkanie przy grobie.
A przecież wiemy, że filmy mijają
się z rzeczywistością; chociażby na przykładzie porodu: nie jest to kilka stęknięć
kończących się pojawieniem suchego i czystego, uśmiechniętego trzymiesięcznego
niemowlaka...
Z drugiej strony, gdybym siedziała zamknięta w pokoju, w zatęchłej
pościeli, z tłustymi strąkami włosów, spłakana i zaglucona, okazało pewnie by się, że za
bardzo to przeżywam, że tak nie można, że przecież są jeszcze inne dzieci i nie można ich
zaniedbywać, że trzeba żyć dalej i optymistycznie patrzeć w przyszłość...
Domorosłym
ekspertom w zakresie pośmiertnego savoir-vivre'u nie sposób dogodzić. Na szczęście miałam z
nimi do czynienia jedynie wirtualnie.
|