dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> STRATA DZIECKA
Nie jesteś zalogowany!       

Ksawuś malutki *+24.10.2011Hits: 939
BeataJ  
11-05-2013 22:45
[     ]
     
Ksawuś malutki *+24.10.2011

Opowiem Wam moją historię…
3 czerwca o godz. 14.30 przy pomocy cc przyszła na świat nasza córeczka Sandrunia. I żyliśmy tak sobie szczęśliwi w trójkę przez następny rok, kiedy to w dniu jej pierwszych urodzin w moim brzuszku zasiała się kolejna fasolka. Test zrobiłam pod koniec czerwca, niespodzianki nie było bo już wcześniej czułam, że coś tam u mnie w brzuszku rośnie. Cieszyliśmy się, chociaż nad kolejną dzidzią planowaliśmy zacząć pracować we wrześniu (w sierpniu kończyła mi się umowa w pracy i chciałam poczekać do jej przedłużenia). Ale cóż, stało się. Termin porodu na 4 marca 2012r. po pierwszym usg termin na 24 lutego – super dzień moich urodzin, lepszego prezentu nie można sobie wymarzyć, jeszcze żeby była dziewczynka, chciałam mieć druga córeczkę. W lipcu pojechaliśmy na wakacje, dwa tygodnie nad morzem jadłam tylko frytki, bo tak mnie męczyło, że na nic nie mogłam patrzeć. Wszystko było ok z ciążą więc chodziłam do pracy, a ciąży postanowiłam powiedzieć po przedłużeniu umowy. Szefowi powiedziałam, że potrzebuje wcześniej przedłużenia bo musze zanieść do banku (spłacamy kredyt za mieszkanie) więc umowę dostałam już pod koniec lipca. W połowie sierpnia, kiedy właśnie mieliśmy wyjeżdżać na długi weekend w toalecie zobaczyłam krew, dużo krwi, bardzo dużo, leciało ze mnie jak z kranu dobra chwile i przestało. 10tc.Pojechaliśmy do lekarza. Badania i wszystko ok, dzidzia żyje i ma się dobrze. Dostałam leki na podtrzymanie, zwolnienie i skierowanie do szpitala gdyby się cos działo. Trzy dni było ok i kolejny krwotok. Tym razem szpital, a tam ze wszystko dobrze i żadnych śladów krwi! Do domu. Na drugi dzień znowu krew, tak samo dużo, szklanka, dwie, trzy…W szpitalu to samo, nic tam nie ma, żadnych śladów krwi, dzidzia żyje i ma się dobrze. Za dwa dni powtórka, tym razem pojechaliśmy na usg do innego lekarza, a on że tam nie ma z czego krew lecieć, że może mam hemoroidy albo polipy albo nadżerkę. Do mojego lekarza, a właściwie lekarki. I faktycznie jest malutka nadżerka i może z tego tak leci krew. Miesiąc spokoju. Nawet poszliśmy we wrześniu na wesele. Pod koniec września pojechałam do pracy zawieźć kolejne zwolnienie i oficjalnie powiedzieć że jestem w ciąży. A tam grypa żołądkowa panuje. Przywiozłam to cholerstwo do domu. Najpierw nasza córeczka, później ja i mąż. 16tc.Po kilku dniach znowu krwotok. Znowu szpital, lekarka, usg i czysto. Dzidzia, synek bo właśnie się dowiedzieliśmy że będzie chłopiec rośnie i rozwija się prawidłowo. I znowu kilka dni krwotoki i spokój. W szpitalu nigdy mi nie kazali zostać (teraz wiem, ze oni mieli mnie za wariatkę, która robi aferą bo ma małe plamienie, a to w ciąży normalne, bo jak jechałam do szpitala to tam ani śladu już nie było, ta krew mi uciekała na sedesie i koniec). Wiem też teraz, że powinniśmy byli pojechać do innego szpitala, ale w domu mała córeczka, która w nocy musiała zostawać z sąsiadami, bo nie mamy rodziny w Warszawie najbliższej, więc jechaliśmy do najbliższego. Mało tego, ani razu nie przeszło mi przez myśl, że takie krwotoki mogą się źle skończyć i żeby poczytać o tym w internecie, nic, zero. I znowu miesiąc spokoju. 21tc. 21 październik, piątek godz. ok 11 znowu krew, tak samo dużo. Do szpitala. Tym razem każą mi zostać i biorą na sale przedporodową. Robią badania, nic. Wieczorem zabrali mnie na patologię ciąży bo nic się nie dzieje, synek dalej szaleje, Ksawuś, bo już mamy imię dla niego. W sobotę w szpitalu wszystko dobrze, mówią że w poniedziałek powtórzą badania i do domu wypiszą. CRP lekko podwyższone mam więc dostałam taki ogólny antybiotyk. Wieczorem zaczyna mnie boleć brzuch, lekkie skurcze, dostałam nospę i poszłam spać. Rano w niedziele zjadłam śniadanie, skurcze ustały. Super. Idę do toalety i co, tam znowu leci krew. Proszę koleżankę z Sali żeby zawołała kogoś, pielęgniarkę lekarza, nich ktoś to w końcu zobaczy i uwierzy. Przyszła pielęgniarka, złapała się za głowę i pyta czy to tak cały czas leci krew? Mówię że tak, woła lekarzy, nie wierzą. Wiozą mnie na porodówkę, mam dzwonić po męża bo to poronienie i będę rodzić…Bo do 22 tc to poronienie a nie poród. Badają, rozwarcie na dwa palce, ale krew przestała lecieć i czysto, nic się nie dzieje, to nie poronienie. Robią badanie krwi, CRP bardzo wysokie. Dostaje kolejny antybiotyk i podłączają ktg. Żadnych skurczy, ktg książkowe, Ksawuś szaleje w brzuszku jak nigdy. Mąż trzymał mi rękę na brzuchu a on kopał, pierwszy raz tak długo. Wcześniej zawsze jak kopał i mąż kładł rękę to przestawał a teraz nie. Cieszymy się że wszystko ok i porodu nie będzie. Dziś wiem, że to było jego pożegnanie z nami. Lekarz mówi, że zrobią jeszcze kontrolne usg i wracam na patologię ciąży. I to koniec, na usg nie ma wód płodowych…Wyleciały…Między czasie przychodzi kolejny wynik badania krwi, CRP mam w tysiącach i rośnie, jest jakaś infekcja z którą nawet antybiotyki nie dają rady. Mówią że muszą wywołać poród, bo nie da się utrzymać ciąży bez wód płodowych. Muszę podpisać zgodę. Lekarz mówi że jak nie podpiszę to do wieczora może mnie nie być na tym świecie, mam sepse, jest południe. A i tak po kolejnym badaniu krwi zrobią cesarke żeby mnie ratować bez mojej zgody. Lepiej jak urodzę, bo po cesarskim cięciu przy tak małej ciąży nie ma żadnych szans na kolejną i donoszenie bo na macicy zrobią się zrosty. Podpisujemy zgodę z mężem. Lekarz mówi że ta infekcja to przez wody płodowe, że mogły mi się już jakiś czas sączyć bardzo malutko i nie widziałam. Dostaje oksytocynę, skurcze i krew. Teraz leci litrami i skrzepy, wielkie, momentami myślałam że to dziecko wylatuje. I tak od południa do rana w poniedziałek. Nie urodziłam, nie robi się rozwarcie. Rano o 9 znów usg, Ksawery nadal żyje, a my myśleliśmy że już umarł w brzuszku bez wód. Dzielny chłopak. Lekarz mówi że próbujemy jeszcze dwie godziny, jak nie urodzę to zrobią cesarkę. Robią transfuzję bo brakuje mi już krwi. Urodziłam, 24 października o 10.40 przyszedł na świat nasz kochany synek. Ważył 480 g i miał 30cm długości. Mąż błaga żeby go ratowali, mówią że takich małych nie ratują. Dali mi go pocałować, zapytali czy chcemy ochrzcić i mnie uśpili. Budzę się po narkozie, to sen, to wszystko zły sen. Ale nie, to prawda, to cholerna prawda. Chcę zobaczyć swojego synka. Mąż mówi że był na jego chrzcie, że jest z innymi maluchami na oddziale noworodków. Idzi e po niego. Przynosi Ksawusia, pamiętam jak go niósł na rękach i płakał, Ksawuś dalej żyje!!! Miał umrzeć zaraz po porodzie. Mogę go przytulic i pocałować, powiedzieć jak go kocham. Jest śliczny, taki podobny do mojego męża, dosłownie jakby skórę zdjął, i do Sandruni, bo ona to też po porodzie była wykapany tatuś. I jest taki duży. Owinięty w kocyk niebieski. Słodko śpi. Jest mu zimno więc mąż go odniósł, bo tam leżał pod kaloryferkiem do nagrzewania. Nie wiem która godzina, piszemy sms do rodziny: Dziś rano urodziłam synka, ważył 480g, został ochrzczony, daliśmy mu na imię Ksawery, zmarł o 11. Wszyscy dzwonią, nie odbieramy, przychodzą sms, do dziś pamiętam każdy, że współczują, Że o Boże, że brak im słów i życzą siły. My płaczemy. Przychodzi pediatra, nie wiem o której, teraz czas się nie liczy, mówi że naszemu synkowi serduszko przestało bić o 12.30. Tłumaczy dlaczego nie mogli ratować. Nasz mały Ksawuncio żył 1h50min. A ten czas, który z nim spędziliśmy ma nam wystarczyć do końca naszego życia. Tylko jak podzielić te minuty na lata… We wtorek wypisałam się ze szpitala na własne żądanie, lekarz wezwał męża, mówi że jak dostane gorączki to już się nie da nic zrobić. Ale to nasza decyzja, wychodzę, do domu wracamy z torbą leków. Jedziemy załatwić formalności związane z pogrzebem, trzeba kupić miejsce na cmentarzu, zamówić firmę pogrzebową, wybrać trumnę, napis…Ciągle kręci mi się w głowie, ale nie chce zostawiać z tym męża samego. Załatwione, pogrzeb będzie w czwartek o 14.45. znowu smsy do wszystkich. Wracamy do domu popołudniu. A tam wita nas córeczka, ona chce dać buzi dzidzi. Odkąd dowiedziała się że mam w brzuszku dzidzię całuje mnie w niego, tzn dzidzię, daje smoka, cukierki i jest taka szczęśliwa, że dzidzi zjada (tzn ja, ale tak żeby ona nie widziała). Mama mówi pozwól jej, ona nie rozumie że dzidzi już nie ma. I mi pęka serce po raz drugi. Po kilku dniach nasza półtoraroczna córeczka zrozumiała że jej braciszek teraz jest w niebie i lata. Już nie daje buzi. Środa, trzeba kupić coś do trumienki, wybieramy pieluszkę i biały ciepły kocyk, bo w co ubrać takiego malutkiego człowieczka? Ciągle myślę czy nie jest mu w tym kocyku zimno w zimę a w lato gorąco? Przyszedł czwartek. Dzień pogrzebu, poprzedni dwa przepłakaliśmy. Dziś go w końcu znowu zobaczymy, nie mogłam doczekać się 14. I jest, nasz mały synek, znowu możemy go po głaskać i przytulić, po raz ostatni już. Pogrzeb pamiętam dokładnie, ale jakby z boku, jakbym go z góry oglądała. Jest mnóstwo znajomych i rodziny. Wszyscy składają kondolencje, ale co oni tak naprawdę wiedzą o tym co my czujemy. Wracamy do domu a tu znowu niespodzianka, Ksawusiu mam dla ciebie mleczko syneczku. Dwa tygodnie walka z laktacją. Za co to wszystko, dlaczego mój synuś nie może go jeść ? Kolejne dni to zwykłe wegetowanie, wstajemy bo mamy córeczkę, którą trzeba się zająć. Pól dnia spędzamy przy grobie. Wieczorem kładziemy ją spać i płaczemy do rana. Myślimy, trzeba odejść do Ksawusia, postanowione, przenosimy się na tamten świat. Ale jest Sandra, sama zostać nie może a zabrać jej nie chcemy, mąż mówi że nie możemy jej tego zrobić. Czyli żyjemy dalej jak w amoku. A może to jednak zły sen się obudzimy? Wybraliśmy pomnik dla synka, jakie to okropne, zamiast ubranek, cukierków, kupujemy mu świeczki i kwiatki, i cieszymy się jak małe dzieci kiedy wybieramy pomnik. Będzie na nim rysunek aniołka i napis „gdy odszedłeś, zgasło niebo”. Ale dla nas to nie tylko niebo, nam się zawalił cały świat, i już nigdy nikomu nie uda się go odbudować.
Dwa miesiące później robię test ciążowy, dwie kreski. Radość, chcemy mieć jeszcze dzieci. Super, ale czy nie za wcześnie? Idę do swojej lekarki, zdziwiona że tak szybka, ale uśmiecha się i mówi działamy. Badania, zwolnienie. O dziwno badania świetne, powtarzamy bo ginekolog nie może uwierzyć że po tak dużej ilości utraty krwi (mówiła że ilość unormuje mi się po półmroku najwcześniej) wszystkie wyniki w normie. Mąż pod choinkę dostał test ciążowy – z pozytywnym wynikiem. Cieszymy się. Ciąża książkowa, z wyjątkiem przygody z toxoplazmozą, którą się zaraziłam w 26tc. 25 sierpnia 2012r o 6.40 urodziłam Kacperka, ważył 3600g i miał 55cm. I chociaż w domu mamy teraz d1)ójkę wspaniałych dzieciaków, to nadal nie chce się żyć a łzy płyną litrami. Wszyscy mówią zapomnij, czas leczy rany, masz dzieci. Ale tak się nie da. Nie da się zapomnieć o moim małym słodkim aniołku. Miał się urodzić 24 lutego, urodził się cale 4 miesiące za wcześnie. Nienawidzę swoich urodzin, tych życzeń od rodziny. To miały być urodziny mojego synka. A teraz to jest kolejna rocznica jego śmierci. W tym roku tego dnia ochrzciliśmy Kacperka i tylko my tak naprawdę wiedzieliśmy jaki to dla nas szczególny dzień.
Pytam Boże dlaczego właśnie nam zabrałeś dziecko? Nienawidzę wszystkich i wszystkiego, chce żebyś mi oddał Ksawusia, cały czas się łudzę że któregoś dnia ktoś mi go przyniesie z powrotem. Nie chcę i nie potrafię żyć bez niego, czasem mam ochotę iść na cmentarz odkopać go i przynieść do domu. Nie mogę znieść myśli że moje dziecko mieszka na cmentarzu. Przecież nie tak miało być, nie tak to sobie planowaliśmy. Przez rok chodziłam na grupę wsparcia, lubiłam spotkania z ludźmi którzy wiedzą co czuję, niczego nie uwarzają za głupotę bo myślą tak samo. Z czasem oprócz płaczu umieliśmy się też uśmiechać w swoim towarzystwie. Wszyscy mówią że tym bólem trzeba nauczyć się żyć i że kiedyś będę to umiała. Ale jak i kiedy? Ile jeszcze musi upłynąć lat? Minęło półtora roku, a mi się wydaje że to było wczoraj, pamiętam każdą minutę spędzoną z Ksawerym i każdym dzień ciąży. Bo tylko te 5 miesięcy mieliśmy dla siebie. W domu często o nim rozmawiamy, Sandrunia zaraz skończy 3 latka, więcej rozumie, więc więcej pyta o braciszka który jest aniołkiem. Lubię te rozmowy z nią o braciszku aniołku którego kochamy najmocniej na świecie. Kiedy płaczę to ona mówi, żebym się nie martwiła bo jutro pójdziemy zapalić SI, tak się nauczyła mówić po śmierci Ksawusia że idziemy zapalić Si. I że jak Ksawuś urośnie to będzie z nami chodził za rączkę, wtedy jej tłumacze że nie bo on jest daleko, a ona na to, mamusiu w takim razie przyjedzie tramwajem.
Mój synek jest tak blisko mnie, że czuje jego obecność, a jednocześnie tak daleko, że nie mogę go zobaczyć. Chciałbym być szczęśliwa, cieszyć się tym co mam, ale nie potrafię, nie umiem przestać myśleć o tym, czego nie mam, a raczej kogo nie mam i już nigdy nie będę miała. Czasem zdaży się lepszy dzień, nawet może tydzień, a później ze zdwojoną siłą wracają myśli i gorsze dni. Kocham wszystkie swoje dzieci, całą trójkę i tak bardzo denerwują mnie komentarze z boku że mamy śliczną parkę, mamy ochotę wrzeszczeć żeby cały świat usłyszał, że ja ma troje dzieci 2+1 a nie parkę. Wiele osób już zapomniało o naszym Ksawciu, dla nich to był jeden dzień pogrzebu, chwila zadumania i życie toczy się dalej. Dla nas czas stanął w miejscu 24 października o 12.30 i już nigdy nie ruszy do przodu, mimo, że kartki w kalendarzu się zmieniają. My syneczku nigdy o Tobie nie zapomnimy, zawsze będziemy Cię kochać z tatą jak pozostałą dwójkę i żadne z nich nam Ciebie nie zastąpi. Mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy po tej drugiej stornie i że będzie to bliżej niż dalej, i że nadal będziesz Miom malutki synkiem, żebym mogła się Tobą opiekować i nadrobić ten stracony czas.
Mama Sandruni *03.06.2010, Aniołka Ksawusia *+24.10.2011 i Kacperka *25.08.2012 
Beata, mama Sandruni *03.06.2010, Aniołka Ksawusia *+24.10.2011, Kacperka *25.08.2012

  Temat Autor Data
*  Ksawuś malutki *+24.10.2011 BeataJ 11-05-2013 22:45
  Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011 atusia13 12-05-2013 16:50
  Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011 mamalucasa 12-05-2013 19:46
  Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011 Ulla888 12-05-2013 20:23
  Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011 EwelinaW 13-05-2013 13:15
  Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011 BeataJ 13-05-2013 14:22
  Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011 mery.k 13-05-2013 14:30
  Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011 BeataJ 13-05-2013 14:42
  Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011 Alicja74 13-05-2013 16:01
  Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011 BeataJ 14-05-2013 08:02
  Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011 mery.k 14-05-2013 09:53
  Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011 sylwia1975 14-05-2013 12:15
  Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011 BeataJ 14-05-2013 13:22
  Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011 sylwia1975 14-05-2013 16:18
  Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011 demonnik 15-05-2013 12:48
  Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011 BeataJ 18-05-2013 10:07
  Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011 EwelinaW 18-05-2013 22:17
  Re: Ksawuś malutki *+24.10.2011 BeataJ 07-02-2017 09:25
::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora