od śmierci naszej Wikusi minęło prawie 10 miesięcy... oswoiliśmy się z tą myślą, choć ciągle uczymy się na nowo żyć, żyć bez niej... dziś byliśmy na zakupach... stoimy w kolejce przy wędlinach, przed nami nastolatki, w zakupowym koszyku niemowlę, malutkie może dwa miesiące miało, z początku mnie to nie ruszyło, ale dziecko było bez czapki i gdy się tak przyjrzałam to przysięgam widziałam swoją Wiktorię !! nie mogłam uwierzyć, widziałam parę dzieci od jej śmierci, ale to było jak sobowtór mojej córci... i zaczęłam ryczeć wtulona w męża plecy... nie wytrzymałam, miałam chęć wykrzyczeć światu że to wciąż tak boli ;( nie mogę się pozbierać po tym, myślałam, że idę do przodu,ale ja znów się cofam...błagam czasem Boga, żeby się to skończyło.. żeby ulżył mi w cierpieniu... ale mam przecież kochającego męża i synka... Odeszłaś tak nagle, ani uwierzyć ani się pogodzić... Wikusia 06.01.2011 +10.02.2011
|