witajcie mija ponad 7 miesiecy od narodzin i odejscia mojego Synka chodze do psychologa ktoremu tyle zawdzieczam gdyby nie ta osoba ktora zostala mi zeslana nie wiem co by bylo teraz ze mna odstawilam leki antydepresyjne poszlam na studia na codzien staram sie usmiechac i powtarzac ze musze byc silna dla mojego malenstwa chodz od srodka to wszystko tak boli mam wrazenie ze juz nigdy nie bede sie cieszyc nie bede szczesliwa wyniszcza mnie to wszystko a ja sie podnosze ile razy opadam czasem juz nie mam sily aby znow isc do gory nie potrafie patrzec na matki ktore sa takie dumne usmiechniete na bilbordach,te chodzace na ulicach ktore nie dbaja o wlasne dzieci i wkoncu znajome ktore ciesza sie ze tak pieknie wszystko idzie i chwala sie tym odliczaja dni do porodu a ja... odliczam ile mojego Synka nie ma ze mna jaki bylby duzy ze teraz by juz siedzial odliczalabym zabki...porostu kiedy tylko popatrze na ulicy to lzy cisna mi sie do oczu mam ochote rozplakac sie i znowu zadawac sobie dlaczego ja!!!zatracilam sens we wszystkim wartosc tego swiata nadzieje ze i mnie sie uda byc mama ale to juz nigdy nie bedzie moje dzieciatko pierwsze wyczekane juz nigdy nie poczuje jego ruchow nie uslysze mama... nie zobacze usmiechu nie przytule go;(:(:(;(;( jak wy radzicie sobie?? Mama Olusia 14.08-15.08.2009