Dziś mam beznadziejne samopoczucie. Od rana chce mi się płakać, a w myślach same wspomnienia. Kochane nie piszę o stracie Aarona mojego narzeczonego, bo wiem ,że na tym forum każda z Was straciła dziecko, a nie partnera(nie miejsce na to). Wybaczcie ale dziś muszę o Nim napisać, poprostu uczucia się ze mnie wylewają. Jest mi tak cholernie ciężko,pogodzić się z Jego śmiercią...Dlaczego Bóg zabrał mi ich obydwojga...?!Co ja takiego zrobiłam?!Chcieliśmy być razem już na zawsze. Wiele w Naszym życiu się wydarzyło,naprawdę trudnych sytuacji i one Nas jeszcze bardziej zbliżały...Od momentu kiedy dowiedzieliśmy się jak bardzo Ethan jest chory, postanowiliśmy walczyć o Niego do momentu kiedy walka okaże się zbyt trudna dla Ethana...Tak się stało, kiedy wykryto raka kości...Przy Jego hemofilii jakiekolwiek inwazyjne leczenie łączyło się z tym ,że przyśpieszymy Jego śmierć lub zwiększymy Ethana cierpienia. Wtedy był ten moment w którym, musieliśmy się pogodzić z tym,że Nasz synek odejdzie i my musimy mu na to pozwolić...Byliśmy nastawieni, przygotowani (jak wogule da sie być przygotowanym!!!!),że Ethan umrze,gdzieś b. głęboko w świadomości to do Nas z Aaronem dochodziło...Mówiliśmy sobie,że będzie z Nami tak długo jak jest mu dane i odejdzie w miłości, a my we dwoje jakoś przetrwamy to bo bedziemy razem....Ethan zmarł(na szczeście nie zdążył cierpieć tak jak mógł by cierpieć gdyby nowotwór się rozwijał) ale Ja jestem sama...bez Aarona...W życiu chyba nie pogodzę się z tym,że Bóg zabrał mi ich obydwojga. Tak bardzo chciałabym, żeby Aaron był przy mnie i przytulał,pocieszał kiedy jest mi tak strasznie żle,że nasz syneczek leży w grobie...Naprawdę nie chcieliśmy od życia złotych gór...Zarówno moje życie jak i Aarona od wczesnych lat doświadczało Nas trudnymi sytuacjami...Przyjmowaliśmy to, akceptowaliśmy (lepiej, gorzej) ale pomimo, że były totalne doły to żyliśmy dalej...Razem jak byliśmy również przydarzyły się trudne sytuacje(Wypadek,śmierć jego brata,pobicie-ciągłe rasistowskie zachowania,choroba Ethana itd) Nawzajem jakoś się zbieraliśmy...Aaron całe życie pomagał innym...Kiedyś ktoś mi powiedział, że w niebie potrzebowali Go, Nieprawda! Aaron był potrzebny Tu na ziemi,nie w niebie. Tam ludzie nie chorują i są szczęśliwi, nie potrzebują pomocy...Potrzebny był ludziom,Swojej mamie,której serce niewytrzymało po jego śmierci...bo straciła Swojego ostatniego syna i wnuczka, Mnie bo nie umiem sobie z tym poradzić...tak bardzo się kochalismy...DLACZEGO??? Nie mogliśmy razem opłakiwać śmierć Naszego jedynego syneczka.... Jest tak ciężko...Chciałabym znależś jakiś sens w tym...ale nie umiem...Już nie umiem, bo wszystko dotąd co się przydarzyło w moim, czy w Naszym życiu z Aaronem umiałam wytłumaczyć, znależć jakiś cel w tym, żeby łatwiej było się z tym pogodzić,żyć z tym.Teraz naprawdę nie umiem,pogodzić się,że Aaron też nie żyje...a mnie serce pęka za dzieckiem i za męzczyzną który był dla mnie wszystkim i mogłam na niego polegać w najtrudniejszych chwilach...Tak bardzo za Nim tesknie... W dodatku dziś mija 6 mies od Naszych zaręczyn.... Przepraszam jeśli pisałam nie logicznie.Nie mam dziś głowy...Lzy mi lecą nie dam radę dalej pisać...
Ola mama Aniołka ETHANA 15 mies
http://www.republikadzieci.pl http://ethansinclairtrishingshire.pamietajmy.com.pl http://aaronsinclairtrishingshire.pamietajmy.com.pl
|