Chcialabym pomóc mamom po stracie, nie jestem ekspertem od bólu, jestem jedną z nich, jedną z osieroconych mam. Wiem, że jest nas tak wiele, morze łez, cierpienia, żalu, niekończących się pytań "dlaczego", "po co", "za co"? Smierć jest jedna i ból jest ten sam, nie zależnie od tego, czy tracimy dziecko przedwcześnie urodzone, czy umiera w 38tc, czy odchodzi nasz słodki kilkuletni żuczek. Czy łatwiej jest mamom, które już mają jednego bobasa? Chyba nie. Ja jestem taką mamą i nigdy nie zapomne mojego synka (ur w 25tc, żył 19 dni). Prosiłam Boga, aby go ocalił, mówiłam, że wezmę go w każdej postaci i będę kochać. Nie chciałam mieć grobu mojego dziecka, ale mam. Zawsze bałam się śmierci, cmentarzy, nocą, gdy szłam ulicą, przechodziły mi dreszcze po plecach. Może, gdzieś za rogiem, czaiła się "ona". Od śmierci synka już się nie boję. Rzadko chodzę na cmentarz, bo wiem, ze mój Anioł jest w niebie, a widok małych grobów nie pomaga mi. Niektóre mamy znajdują sens w odejsciu swoich dzieci, to im pomaga. Wiem, ze wydaje sie to dziwne, a nawet straszne, ale coś w tym jest. Dlaczego jeden maluszek przeżywa i wychodzi cało, bez większego szwanku, chociaż urodził sie dużo, dużo za wcześnie, a inny odchodzi do nieba? Dlaczego donoszone dzieci umieraja w łonach matek? Moze to nie był ich czas, przybyły na chwile, coś nam powiedziały i odeszły do raju. Pomyślcie, tam jest im dobrze, bezpiecznie, a na ziemi tyle zła i nieszczęść. Nie byłybyśmy w stanie je przed wszystkim co straszne ochronić. Ciężko jest nam mamom Aniołów . Myślę, ze ten ból i cierpienie trzeba jakoś przetrwać, przetrawić i spróbowac odbić sie od dna. Nie możemy umrzeć, bo to nie nasz czas, musimy żyć. Pomyślcie, ktoś nas potrzebuje, mąż, rodzice, może inni ludzie. Jesteśmy tu "po coś". Trzeba znalezć jakiś punkt zaczepienia, rozpocząć nowy rozdział. Wiem, to niełatwe, ale my, kobiety, matki pogrążajac się w bólu ciągle, bez końca, skazujemy się na straszne męczarnie, zatracamy same siebie. Wylejmy morze łez i zacznijmy szukać sensu naszego życia, bo on na pewno gdzieś jest. A gdy będziemy gotowe, pozwólmy odejsć naszym Aniołom, puśćmy ten kawałek nieba. One i tak będą zawsze z nami i będą czuwały tuż obok. Chciałabym z Wami, cierpiącymi mamami, popłakać, przytulić Was i uwolnić nasze Anioły od łez, bólu i żalu, pozwolić im odejść, odfrunąć, a potem sama spróbować zacząć żyć "tak jakby od nowa". Aga Mama Anioła(**)
|