dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> STRATA DZIECKA
Nie jesteś zalogowany!       

Re: Co Wy na to???Hits: 173
aka  
10-11-2006 22:35
[     ]
     
Mimo, ze sama - sami - musielismy zmierzyc sie z taka, bardzo trudna sytuacja, nie byla to jednak eutanazja. Zaniechanie leczenia a dorazna pomoc w odejsciu to jednak dwie rozne rzeczy. Nie wiem, jak zareagowalabym, gdyby chodzilo o eutanazje w calym tego slowa znaczeniu. Mowie "nie wiem" bo sama jeszcze kilka lat wczesniej w jednej z teoretycznych dyskusji z moim mezem na temat "czy odlaczyl(a)bys mnie od aparatury, gdyby respirator i lekarstwa byly jedynymi rzeczami podtrzymujacymi moje zycie" trwalam uparcie przy stanowisku, ze nigdy bym go (mojego meza) nie odlaczyla, mimo, iz on wypowiadal sie kategoycznie, ze nie chcialby takiego zycia. Teoria to jedno, praktyka - drugie. Nie wiem, czy zdecydowalabym sie na eutanazje. Tego typu decyzje sa tak trudne, udzial w ich podejmowaniu mozna okreslic jednym slowem:KOSZMAR. Bo czlowiek nie wierzy do konca w to, co sie dzieje, bo caly czas chcemy sie obudzic i stwierdzic, ze byl to tylko zly sen, ze to wszystko to jakas pomylka.

Poprosilam pediatrow o odlaczenie antybiotykow dzien pozniej , niz to bylo przewidziane. Zeby nasza coreczka mogla przyjsc i sie z braciszkiem pozegnac. To ja znalazlam sile, zeby powiedziec jej, ze braciszek nigdy nie wroci do domu, bo jest bardzo chory i pojdzie z aniolkami do nieba, gdzie wyzdrowieje i bedzie czekal na nas. Moj maz - zawsze twardziel - siedzial obok i plakal tak, jak nigdy jeszcze dotad. Nie wiem skad wzielam sile, zeby tak spokojnie wyjasnic wszystko mojej coreczce, czulam, ze dla niej i dla jej spokoju i zdrowia nie moge sie zalamac, musze zachowac spokoj i rownowage. Tego samego wieczora zostalismy u malego do polnocy, zrobilismy mnostwo zdjec we czworke, maly spal slodko na mojej piersi. Powiedzialam sobie, ze wroce do domu, zeby sprobowac przespac sie troche, zeby moc potem zostac z nim az do konca. Lekarze powiedzieli, ze miedzy zaniechaniem leczenia (zostawili tylko leki uspakajajace i przeciwbolowe) a odejsciem moze uplynac kilka godzin, jak rownie dobrze kilka dni, bo organizm jest jeszcze przesiakniety lekami. Nie mialam klopotow ze snem, bo po cc mialam powazna anemie, a co za tym idzie napady zmeczenia, dzieki ktorym ja, ktora w momentach stresu nie moglam zmruzyc oka teraz spalam twardo. Nastepnego dnia rano przyjechalismy do szpitala, moj maz wzial synka do siebie, ja poszlam z pielegniarka do sasiedniego pokoju, zeby wziac pierwsza tabletke na zatrzymanie laktacji. Plakalysmy obie, bede jej wdzieczna do konca zycia za wszystko, co dla nas zrobila... Wrocilam do pokoju synka i wzielam go do siebie, polozylam go na sobie tak, by slyszal bicie mojego serca. Odszedl niecale pol godziny pozniej. Gdy umieral w moich ramionach i obejmowany przez swojego tatusia, ja w myslach powtarzalam sobie "Nie boj sie kochanie, mama jest z toba i nigdy o tobie nie zapomni", wiedzialam, ze ja poradze sobie ze wszystkim, co nastapi pozniej, ale nie wyobrazalam sobie jak moglabym zostawic moje dziecko, gdy umiera, to byla jedyna rzecz, jaka moglam jeszcze dla niego zrobic. Trzymac go mocno, gdy odchodzi. Mialam wrazenie, ze czekal na mnie, gdy znalazl sie w moich ramionach, wygladal tak, jakby mowil "Teraz moge juz odejsc"... Gdybym miala to wszystko przezyc jeszcze raz zrobilabym wszystko dokladnie tak samo, poza jedna rzecza: gdybym wiedziala, ze Louis odejdzie tak szybko, nigdy w zyciu nie wrocilabym do domu, zeby polozyc sie spac, zostalabym z nim. Ale kto wiedzial, ze odejdzie tak szybko... Zmarl o 11:55, zostalismy z nim do godz 18, wykapalismy go, ubralismy, potem kolysalam go, trzymalam na rekach, siedzialam obok... Sami znieslismy jego cialko do kostnicy. Nie bylo w tym histerii i krzykow jak na filmach. Zycie to nie film, niestety. Byl spokoj i niedowierzanie, ze to juz koniec. Kocham mojego synka tak, ze czasem boli bardzo, bardzo fizycznie. I od tego, zeby nie skonczyc z soba uratowaly mnie tylko dwie rzeczy: moja corka i fakt, ze jestem wierzaca, wiec gdybym odeszla z wlasnej woli, juz nigdy nie zobaczylabym Louis.
Tak sie rozpîsalam, ale chcialam po prostu powiedziec, ze takie sytuacje sa bardzo trudne do przezycia i bardzo zlozone, kazda sytuacja jest inna i kazdy wybor zasluguje na szacunek, bo jego podjecie jest najtrudniejsza rzecza, jaka moze nas w zyciu spotkac.

Moje kochane dzieciatko, nigdy cie nie zapomne... 
--------------------
aneta

mama Matyldy i aniolkowa mama Kruszynki (12tc kwiecien 2005) i Louis (29tc 21.02.06-22.03.06) oraz malej dziewczynki pod sercem

Ostatnio zmieniony 10-11-2006 22:51 przez meisberger

  Temat Autor Data
  Co Wy na to??? sylwiaewa 10-11-2006 18:52
  Re: Co Wy na to??? monikarz 10-11-2006 19:10
  Re: Co Wy na to??? aka 10-11-2006 20:37
  Re: Co Wy na to??? MamaAdusia 10-11-2006 21:18
  Re: Co Wy na to??? martaimisio 10-11-2006 22:06
  Re: Co Wy na to??? jolanta1 10-11-2006 21:23
*  Re: Co Wy na to??? aka 10-11-2006 22:35
  Re: Co Wy na to??? tynka 10-11-2006 22:42
  Re: Co Wy na to??? aka 10-11-2006 22:59
  Re: Co Wy na to??? tynka 10-11-2006 23:09
::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora