Jestem jeszcze na urlopie...wykorzystałam 8 tygodni urlopu macierzyńskiego, ale "należało" mi się jeszcze 8 tygodni tzw. wakacyjnych. Jestem nauczycielką, pracuję z najmłodszymi dziećmi. Nie chcę wracać do pracy. Co prawda mam kontakt z najbliższymi koleżankami z pracy, ale one nie wiedzą tak naprawdę co czuję. Wydaje mi sie, że według nich powinnam wrócić już dawno do życia. Z resztą nigdy nie rozmawiałyśmy na temat Mateuszka, tylko na temat tego, co się działo w szpitalu i czy już fizycznie dochodzę do siebie. O psychikę się nie pytają. A ja czuję, że powrót do szkoły będzie męką. Dzieci wszędzie...3 lata temu jedna nauczycielka też straciła dzieciątko...pamiętam jakie były komentarze innych osób, kiedy nie odzywała się, siedziała sama w klasie, nie potrafiła patrzeć na moje koleżanki, które własnie w tym czasie były w ciąży. Nie odzywała się do nich. Przyznaję, że ja wtedy nie rozumiałam, dlaczego ona się tak zachowuje. Teraz już wiem :( Poza tym inna dziewczyna była w ciąży w tym samym czasie, kiedy i ja byłam, już minął termin jej porodu. Pewnie urodziła śliczne dziecko...Ja też urodziłam, tylko martwe. Nikt mi nie chce sam powiedzieć czy ma chłopca czy dziewczynkę, a ja boję się zapytać. Ja wróce do pracy jako osierocona a ona jako szcześliwa matka. Z nią wszycy będą rozmawiać o jej dziecku, ze mną nikt nie porozmawia...i jak tu wracać do pracy?
|