Kochana... jeśli pozwolisz by poczucie
winy przesłoniło cały świat nie zostanie Ci już nic... nawet nadzieja.
Po śmierci
Wiktorii wpadłam w obłęd szukania odpowiedzi: dlaczego? Siedziałam całymi tygodniami przed
monitorem, nagabywałam wszystkich znanych mi lekarzy, łącznie z dermatologiem i
stomatologiem. Czułam się nierozumiana, opuszczona i potwornie zawiedziona życiem.
Najbardziej pomogły mi spotkania dlaczegowych rodziców organizowane w Poznaniu.
Pierwsze z nich wyryło mi się w sercu na zawsze. Siedziałam na przeciwko Agnieszki, mamy
Julci i dzieliłyśmy się chusteczkami... dzieliłyśmy się nimi przez 5 godzin. Obsmarkane,
zapłakane, zapuchnięte i tak doskonale rozumiane przez pozostałe 18 kobiet, które były z
nami. Wyryczałam tam cały swój ból, tęsknotę, wściekłość. Pomogło. Na jednym ze spotkań
poznałam Grażynkę. Jej synek Marcelek i córeczka Emilka są pochowani koło mojej Wiktorii.
Karmię się myślę, że nasze dzieciaczki są ze sobą szczęśliwe w niebieskim przedszkolu, do
którego, my rodzice, nie mamy teraz dostępu.
Podnieś się z kolan. Uwierz mi, gdybym
miała choć cień nadziei, że jeśli wypłaczę dość łez stanie się cud i odzyskam moją córeńkę z
powrotem, zamieniłabym Saharę w lasy deszczowe. Nic na tym świecie mi jej nie zwróci. Muszę
dokończyć wszystko co mam do zrobienia w tym życiu a potem znów będziemy razem.
Tulę
Cię ciepło, Beata,
mama Krzysia, Wiktorii [*] i Adrianka.
|