No więc w przedszkolu to jeszcze dałam radę, ale jak nadszedł dzień mamy to miałam taki atak, że musiałam się wyryczec, bo myślałam, że uduszę się zaraz tymi moimi łzami. Tym całym bólem, tęsknotą, tą niesprawiedliwością i miłością do mojej córeczki. Też tak mam, że jak widzę małe dzieci, to mam ochotę ryczeć jak bóbr, ale twardo zamykam się w sobie i myślę: to tylko dziecko, ja mam aniołka, to tylko dziecko, ja mam aniołka... ale to nie zawsze pomoga. Kiedy ją odiwedzam na cmentarzu to już z dalek, gdy widzę ten maultki biały krzyżyk, to łzy same cisną się do oczu. I ta wszechogarniająca tęsknota jest nie do wytrzymania, nie do przeżycia, nie do opisania, ale wy wiecie, rozumiecie i nie trzeba nic więcej mówić... najgorsze sa te dni, kiedy wydaje się, że jest już dobrze, że znowu cieszą mnie zwykłe rzecz i pojawia się taka mała nadzieja, że już tak zawsze będzie, ale ból wraca i chyba jeszcze z większą siłą niż przedtem... tęsknię, tęsknię i nie wiem jak jej to 30 dni życia ma mi wystarczyć na resztę mojego?! "Wylane łzy matki w rozpaczy za dzieckiem, nigdy nie wysychają."
mama aniołeczków Igorek ur.zm.10.04.2014 Gabrysia ur. 13.02.2013 zm. 15.03.2013 oraz Matylda ur. 02.10.2009
|